Na drogach wolności 10

Nadchodzi czas Krucjaty. 94

 

O WOLNOŚCI CZŁOWIEKA. 318

 

O ODPOWIEDZIALNOŚCI 475

 

O DRODZE WYZWOLENIA. 547

 

O ŚWIADECTWIE. 715

 

O TYCH, CO PRZED NAMI 740

 

Nehemiasz. 740

Narzędzie planów zbawczych. 854

Myśleć i odczuwać z Chrystusem.. 896

Nasza sytuacja. 935

Nasza postawa. 1014

Uznanie winy. Zadośćuczynienie. 1063

Konkretny plan. 1097

Odbudowa i walka. 1141

Na miarę poprzedników.. 1165

 

Gedeon. 1201

Widmo zagłady. 1289

Postawić na Boga. 1356

 

O KRUCJACIE WYZWOLENIA CZŁOWIEKA. 1379

Środek wyzwolenia. 1408

Czyn wyzwalający. 1421

Muszę?. 1470

Absurd!. 1510

Odwaga w myśleniu. 1558

Wolni wyzwalają. 1574

Dlaczego ja?. 1603

Ze względu na brata. 1630

Z miłością Chrystusa. 1750

Ruch Światło-Życie w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka. 1784

Znaki Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. 1849

 

NIE LĘKAJCIE SIĘ! 1889

NOWA WYOBRAŹNIA MIŁOSIERDZIA. 1949

 

DROGA KRZYŻOWA „WOLNI I WYZWALAJĄCY. 1979

Stacja 1 Pan Jezus skazany na śmierć.. 1979

Stacja 2. Pan Jezus bierze krzyż na swe ramiona.. 1980

Stacja 3.Pan Jezus upada pod krzyżem.. 1981

Stacja 5.Szymon z Cyreny przymuszony do pomagania w niesieniu krzyża.  1982

Stacja 6.  Weronika ociera twarz Panu Jezusowi.. 1982

Stacja 7.  Pan Jezus upada pod krzyżem po raz drugi.. 1983

Stacja 8 Pan Jezus pociesza płaczące niewiasty.. 1984

Stacja 9  Pan Jezus upada pod krzyżem po raz trzeci. , 1985

Stacja 10, Pan Jezus z szat obnażony.. 1985

Stacja 11 Pan Jezus przybity do krzyża.. 1986

Stacja 12  Pan Jezus umiera na krzyżu.. 1986

Stacja 13 Pan Jezus zdjęty z krzyża.. 1987

Stacja 14 Pusty grób.. 1987

 

ABSTYNENCKIE „CREDO" KRUCJATY WYZWOLENIA CZŁOWIEKA. 1988

 

 

Nie naszą rzeczą jest sądzić.

Naszą rzeczą jest świadczyć.

Świadczyć, tak jak słońce,

o miłości i dobroci Boga,

świadczyć przez prostą i pokorną służbę,

z wykluczeniem własnych interesów,

własnego egoizmu.

Tą bronią jedynie możemy zwyciężyć zło.

Ks. Franciszek Blachnicki  

 

 

Na drogach wolności

Wydanie w wielotysięcznym nakładzie książ­ki „Wolni i wyzwalający" (Krościenko 1999 i Poznań 2001 r.) odegrało wielką rolę w kształto­waniu świadomości czym jest Krucjata Wyzwole­nia Człowieka po dwudziestu latach od jej prokla­mowania. Niezmiennie dynamiczne, niosące zapał i wyzwalające przesłanie sformułowane przez ks. Franciszka Blachnickiego zostało przyjęte z no­wym entuzjazmem, zaś tytuł „wolni i wyzwalający" stał się jednym z haseł identyfikujących członków Krucjaty i ich misję na kilku kontynentach.

Głęboka, biblijna antropologia Jana Pawła II stanowiąca fundament jego posługiwania na rzecz ocalenia godności człowieka i jego wyzwo­lenia wyraziła się już w pierwszych wezwaniach pontyfikatu: „Otwórzcie drzwi Chrystusowi!", „Nie lękajcie się!", w wołaniu do Polaków, „aby przeciwstawiali się wszystkiemu, co uwłacza ludzkiej godności i poniża obyczaje zdrowego  społeczeństwa, co czasem może aż zagrażać jego eg­zystencji" wreszcie w programowej encyklice „Redemptor hominis". Wezwania te stały się punktem odniesienia dla posługi Papieża wprowadzającego Kościół w nowe millennium chrześcijaństwa i rów­nocześnie impulsem do ogłoszenia Krucjaty Wy­zwolenia Człowieka. Z kolei wezwanie Jana Pawła II, u progu Trzeciego Tysiąclecia do kształtowania „nowej wyobraźni miłosierdzia" odwołującej się do taktyki wyciągniętej ręki do bliźniego w geście so­lidarności zamiast częstokroć poniżającej jałmużny, potwierdziło drogę Krucjaty. Młodzi dziś oczekują odpowiedzi na pytanie „jak żyć?" wyrażonej po­przez świadectwo solidarności ze strony dorosłych i rówieśników.

Tworzenie „kolumny ratunkowej" dla ratowa­nia tych, których sposób życia uwłacza ludzkiej god­ności jest ściśle związane z oddziaływaniem Krucja­ty jako „zbawiennej szczepionki" dającej kolejnemu pokoleniu dzieci, młodzieży, dorosłych i całych ro­dzin odporność na współczesną presję psychiczną i obyczajową w kierunku zachowań mających bez wysiłku „uszczęśliwić" człowieka i zapewnić mu sukces życiowy.

Do takiej formy braterskiej pomocy - solidar­ności z człowiekiem doświadczającym zniewoleń lub z młodym poszukującym projektu życia wzywa­li Czcigodny Sługa Boży Jan Paweł II i Sługa Boży ks. Franciszek Blachnicki. Podczas jubileuszowego

Kongresu Krucjaty Wyzwolenia Człowieka na Ja­snej Górze (12.06.2004 r.) zostali oni nazwani „apo­stołami wyzwolenia człowieka" (Eleuteria, nr 59-60 [3-4/2004]).

W trzecim wydaniu książki dołączyliśmy roz­ważania drogi krzyżowej oparte o teksty zamiesz­czone w tym tomiku. Medytacje te były przygoto­wane na obchody 20-lecia Krucjaty połączonego ze spotkaniem z Ojcem Świętym (Krościenko - Stary Sącz, 14-16.06.1999 r.) i stale są wykorzystywane z wielką wdzięcznością, tak w kraju jak i za granicą.

Idźmy drogami współczesności - wolni i wyzwalający!

Ks. Piotr Kulbacki

 

Nadchodzi czas Krucjaty

Czy dziś potrzebna jest Krucjata Wyzwolenia Człowieka? Gdy sięga się po teksty autorstwa Założyciela Krucjaty ks. Franciszka Blachnickie­go, i spogląda się na widniejące przy nich daty, można ulec pokusie odstawienia „krucjaty" na półkę. Napisałem „krucjaty" małą literą, nawiązu­jąc do języka słyszanego niekiedy podczas letnich rekolekcji oazowych, gdzie zagadnienie „podpi­sać czy nie podpisać krucjatę?" staje się niewy­godnym dylematem. Cóż, dla „krucjaty" pisanej przez małe „k" chyba już miejsca nie ma. Ustąpiły powierzchowne motywy, które mogły skłaniać do wejścia na kilka lat w krąg oazowych abstynen­tów. Odszedł daleko motyw niepodległościowy, wszak mamy już Najjaśniejszą Rzeczpospolitą. Trudno wracać do motywu papieskiego, gdyż po dwudziestu latach pontyfikatu cały świat już wie, kim jest „Papa Wojtyła", a kim jego rodacy znad Wisły. Nie za bardzo można już wstąpić do Kru­cjaty na przekór „onym".

Jaki zatem motyw poruszał te rzesze, skła­dające znak decyzji abstynenckiej na stopniach ołtarza ostatniego lata, Anno Domini 1998? Co skłaniało do takiego kroku reprezentantów „po­kolenia X" - z lekka konsumpcyjnie i rzeczowo nastawionych do życia młodych Polaków u progu XXI wieku? Co rozpoznali w ciszy swoich serc, gdy dotarło do nich orędzie Krucjaty?

Warto przyjrzeć się oczyszczonym motywom najmłodszych członków tego ruchu. Zapewne wielu z nich podjęło tę decyzję z motywów oso­bistych, z powodu alkoholowego nieszczęścia ko­goś najbliższego. Cenię i szanuję taki krok, gdyż wiem z doświadczenia, że obecność ostentacyj­nego abstynenta często powoduje efekt stałej, re­alnej interwencji wobec uzależnionej osoby. Po latach okazuje się, że decyzja dziecka popchnęła ku trzeźwości jego ojca czy brata. Gdyby to jed­nak było wszystko, gdyby ten motyw dominował, Krucjata zatrzymałaby się w rozwoju. Zbyt czę­sto subiektywne oczekiwania zawodzą, a alkohol jest dla bliskiej osoby atrakcyjniejszy niż dobry kontakt z bliskimi. Tego typu „terapia" nie uda­je się. Jeszcze bardziej „śliskie" jest traktowanie Krucjaty jako panaceum na chorobę alkoholową, stosowane zamiast terapii. W ten sposób decyzja, do której alkoholik może i dojrzałby po latach odzyskiwania trzeźwości, staje się namiastką i złudzeniem pracy nad sobą. To zatem też nie jest motyw, który utrzymałby Krucjatę Wyzwolenia Człowieka w duchowej kondycji.

Jeśli zatem nie „to" i nie „tamto", to co? Co jest tym nieustannie bijącym sercem Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, co zapewnia jej trwałość i rozwój?

Mam na ten temat, ugruntowaną w ciągu lat obserwacji, odpowiedź. To COŚ - to doświad­czenie wolności. Paradoksalnie ktoś, kto podej­muje wezwanie Krucjaty jako ofiarę w intencji wyzwolenia innych, sam wchodzi radykalnie w obszar wolności. Doświadcza niezwykle mocno własnej podmiotowości. Jego decyzja, zanim za­cznie przekształcać otoczenie, formuje najpierw jego samego. Ktoś, kto zaznał smak wolności, nie wyrzeknie się jej tak łatwo! Na pozór drobna sprawa alkoholowej abstynencji staje się dla wie­lu ludzi kamyczkiem uruchamiającym ich rozwój w kierunku osobowej pełni, w kierunku wolno­ści. Być wolnym - oto serce Krucjaty. Tę wolność daje Bóg, ale prowadzi do niej całkiem ludzka i możliwa do opisania osobista praca każdego no­wego członka ruchu.

Jednym z najbardziej zadziwiających rezulta­tów Krucjaty Wyzwolenia Człowieka jest uzdol­nienie jej członków do podmiotowego działania w wielu dziedzinach życia. Nie tylko w dzie­dzinie alkoholowych nawyków, choć to przede wszystkim. Z perspektywy bogatego doświad­czenia Krucjaty Wyzwolenia Człowieka nasuwa mi się myśl według św. Pawła, który dostrzegł, że „całe stworzenie jęczy i wzdycha w bólach rodze­nia, oczekując objawienia się synów Bożych" (por. Rz 8,19.22). Człowiek nie wyrazi się inaczej jako człowiek, jak tylko będąc wolnym. „Całe stworze­nie" można ująć jako otoczenie społeczne, które bacznie obserwuje skutki jednostkowych decyzji. Członkowie Krucjaty w wielu środowiskach stali się objawieniem. Objawili, że można, że życie bez alkoholu jest możliwe, szczęśliwe, satysfakcjonu­jące i bogate. Nasuwa mi się wyraźna analogia z doświadczeniem Anonimowych Alkoholików. W latach trzydziestych w USA panowało przeko­nanie, że nie da się wytrzeźwieć, jeśli ktoś już prze­kroczył barierę uzależnienia. Dla „pijaka" nie było ratunku. Aż do chwili, gdy KILKU osobom się to udało, a był to moment powstania ruchu Anoni­mowych Alkoholików. Owi „trzeźwi alkoholicy" samymi sobą oznajmili światu, że istnieje droga przekroczenia ograniczeń, droga wyzwolenia.

Ten sam efekt obserwuję w wypadku dzia­łania społecznego członków Krucjaty. Ich życie jest krzyczącym dowodem na to, że uświęcone tradycją i obyczajem „konieczności", „niezbędno­ści", „nieuniknione zaszłości" są do przekreślenia jednym podpisem na małej karteczce deklaracji KWC. Co się potem dzieje? Inni obserwują, pytają, kuszą, sprawdzają. A gdy członek Krucjaty trwa w swym postanowieniu, zaczynają się zastana­wiać, a może by tak żyć na trzeźwo? Krucjata jako ruch bardzo liczny, choć ciągle elitarny, wciąż i coraz bardziej staje się wyzwaniem do zmiany obyczajów. Krucjata Wyzwolenia Człowieka po­większa stale obszar wolności dla konkretnych osób nie będących jej członkami. Na dowód tego wystarczy przytoczyć jedno zestawienie. W cią­gu ostatniej dekady odbyło się ponad 5000 wesel bezalkoholowych. W takim weselu zwykle bierze udział ok. 60-120 osób. Oznacza to, że około pół miliona osób musiało się osobiście zetknąć z ta­kim przedziwnym zjawiskiem, jak udana, bezal­koholowa uroczystość rodzinna, i to tej społecz­nej rangi!

Ale eksplodująca siła Krucjaty ukazuje się nie tylko w takich spektakularnych momentach. O wiele częściej przełamanie złych stereotypów dokonuje się po cichutku, w wymiarze małego środowiska pracy czy rodziny. Jest to niezwykle cenne. Mam ciągle w pamięci pewnego majstra budowlanego, który pewnego dnia wkroczył do barakowozu pełnego popijających pracowników z Biblią w ręku, aby im odczytać fragment mó­wiący, że „pijacy nie wejdą do Królestwa Bożego". Efekt był piorunujący - brygada otrzeźwiała nie tylko w momencie tego swoistego egzorcyzmu, ale na dłużej.

W końcu ośmielę się złożyć tu bardzo osobi­ste świadectwo. Otóż przez ostatnie kilka lat mia­łem do czynienia z problemami alkoholowymi na szczeblu całego kraju, organizując pracę działu profilaktyki Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. W tej pracy wielo­krotnie dochodziło do ostrej walki z gwałtownie działającymi siłami biznesu, polityki, mediów, zmierzającymi do celów całkiem odwrotnych niż trzeźwość Polaków. Zawsze w takich krytycznych chwilach CZUŁEM w jakiś sposób modlitewne wsparcie środowiska Krucjaty. Dodam, że wiele z tych bitew było zwycięskich, choć początkowo wcale się na to nie zanosiło. Tak już jednak jest, że Krucjata Wyzwolenia Człowieka przygotowuje do zwyciężania. Najpierw samego siebie, potem nacisku otoczenia, w końcu wszystkiego tego, co w Piśmie świętym bywa określane jako „świat".

Zapraszając Czytelnika do wejścia w głąb wspaniałych i aktualnych tekstów Założyciela Krucjaty Wyzwolenia Człowieka, pragnę podzie­lić się opinią, że owoce tego dzieła dopiero się ukazują, że jest ono niezmiennie aktualne i proro­cze. To dzieło żyje i jest ważne zwłaszcza dziś, gdy ludzka wolność zagrożona jest przez najgroźniej­szego wroga - przez samego człowieka. Zatem: nie lękajmy się Krucjaty w XXI wieku! Dopiero nadchodzi jej czas.

Krzysztof Wojcieszek

 

 

 

O WOLNOŚCI CZŁOWIEKA

Żyjemy w społeczeństwie, gdzie nawet praw­da, że 2 x 2 = 4 nie jest dla wszystkich oczy­wista. Dziś niejednokrotnie dekadencja posunęła się już tak daleko, że ludzie (a nawet społeczno­ści) negują istnienie obiektywnej prawdy i obiek­tywnych norm etycznych. Tak zwany pluralizm, pojęty jako neutralność w odniesieniu do prawdy i wartości etycznych, jest przejawem daleko posu­niętej dekadencji jakiejś cywilizacji.

W tej sytuacji trzeba podjąć wysiłek, aby przypominać i przekonywać o prawdach, które powinny być oczywiste w ocenianiu człowieka i jego wolności. Trzeba tu sięgnąć do tzw filozofii zdrowego rozsądku, do norm moralnych, ogólnie przyjętych i stosowanych w życiu codziennym i w prawodawstwie wszystkich cywilizowanych narodów, do danych psychologii i psychiatrii określających model człowieka „normalnego", do doświadczenia i wartościowania pokoleń utrwa­lonego w literaturze, do przemyśleń oraz intuicji poetów, myślicieli, ludzi uznawanych powszech­nie za wielkich i dobroczyńców ludzkości.

W ten sposób można dojść do ustalenia pewnych podstawowych rysów obrazu człowieka i elementów warunkujących i określających jego wolność.

Przykładowo można wyliczyć następujące elementy bądź cechy, bez których nie można mó­wić o wolności człowieka:

1. Wolność jest uwarunkowana u człowieka przez posiadanie światła rozumu i przez świado­mość refleksyjną. Wiadomo, że powszechnie nie imputuje się odpowiedzialności za czyny osobom działającym w stanie „za-mroczenia", czy to chwi­lowego (np. zamroczenie alkoholowe, patologicz­ne zaburzenia świadomości), czy trwałego (cho­roba psychiczna), oraz dzieciom przed dojściem do tzw. wieku rozeznania. Tylko działania prze­świetlone rozumnym poznaniem i poddane świa­tłu rozumu, i według niego orientowane, są dzia­łaniami wolnymi, w nich przejawia się wolność człowieka, istoty rozumnej. W pojęciu wolności osoby zawarta jest pewna zależność, polegająca na dobrowolnym poddaniu się prawdzie lub na uznaniu prawdy poznanej.

2. Do elementów konstytutywnych wolności człowieka należy również umiejętność rozróżnia­nia dobra i zła, z zasadniczą gotowością czynienia dobra i unikania zła, czyli uznania kategorycz­nego imperatywu sumienia. Postawa zależności od sumienia, dobrowolnego poddania się jego wymogom, należy więc do wymogów ludzkiej wolności. Dlatego o człowieku opanowanym przez złe namiętności i nałogi mówi się, że jest ich niewolnikiem.

Człowiek jako osoba jest czymś danym przez naturę i zarazem zadanym. Człowiek posia­da zasadniczą zdolność kształtowania siebie we­dług poznanych i akceptowanych ideałów, czyli zdolność samowychowania. Jako istota społeczna człowiek może też być wychowywany przez in­nych. Zaprzeczenie tej zdolności w człowieku jest równoznaczne z zanegowaniem jego wolności i przyjęciem całkowitego determinizmu, gene­tycznie uwarunkowanego.

Człowiek jako osoba posiada strukturę dialogiczną, przeżywa on siebie jako „ja" w ob­liczu „ty" drugiej osoby. Może on siebie w spo­sób wolny określać w relacji do innych osób, może prowadzić dialog z innymi i może siebie, swoją wewnętrzną świadomość, niedostępną dla zewnętrznego poznania, objawiać przez słowo komu zechce. Tutaj, w zakresie relacji między­osobowych, człowiek przede wszystkim realizuje swoją wolność. Zdolność otwierania się w sto­sunku do „ty" drugiej osoby wyznacza też zakres wolności danego człowieka. Dlatego o człowie­ku zamkniętym w sobie, trudnym w kontaktach z innymi mówi się potocznie, że jest człowiekiem, „skrępowanym" wewnętrznie.

5. Najgłębiej istotę wolności człowieka ujaw­nia to, że potrafi on w sposób wolny uczynić dar z siebie, czyli ofiarować siebie drugiej osobie lub jakiejś ogólnej wartości dobrej i służącej dobru innych. To oddanie siebie musi przy tym cecho­wać się bezinteresownością. Ludzkość zawsze pielęgnowała głęboki szacunek wobec tej zdol­ności człowieka: czynienia daru z siebie, i stopień bezinteresowności służby był zawsze miernikiem szacunku, podziwu i uznania dla człowieka. Współczesna fenomenologia osoby definiuje ją jako uzdolnienie i przeznaczenie do posiadania siebie w dawaniu siebie. Tę zdolność osoby i tę postawę określa się też mianem miłości - i tu­taj to słowo - tak dziś wieloznaczne - występuje w swoim pierwotnym, czystym znaczeniu.

Człowiek został stworzony na obraz i podobień­stwo Boga. Wolność jest przymiotem natury Bożej i wiąże się ze stwierdzeniem objawionym w Nowym Testamencie: „Bóg jest miłością". Oznacza to, że do istoty Boga należy „posiadanie siebie w dawaniu siebie", że Bóg jest „istnieniem dla". Łączy się to z tajemnicą Trójcy Świętej. Ży­cie wewnętrzne Boga polega na wzajemnym da­waniu sobie siebie poszczególnych Osób Trójcy. Oczywiście, mówiąc tak bardzo upraszczamy.

Wystarczy to jednak, aby zrozumieć, na czym polega w swojej najgłębszej istocie podobieństwo Boże w człowieku. Człowiek został w swoim stworze­niu uzdolniony i powołany do istnienia na sposób Boży - to znaczy do posiadania siebie w dawaniu siebie, czyli przez miłość. Wolność zaś warunkuje możliwość czynienia daru z siebie. Wolność czło­wieka jest również wolnością „dla", mianowicie dla miłości. Ta miłość zaś ma być realizowana w relacji do Boga i do innych ludzi.

 

 

O ODPOWIEDZIALNOŚCI

Musimy się poczuć odpowiedzialni za braci, za cały polski naród, który w niedalekiej przeszłości objawił niezwykłe siły duchowe, ale który nadal jeszcze objawia równie wielkie za­grożenia, bo nadal jest zraniona nasza siła od­porna, nadal widzimy skutki kilkudziesięciu lat demoralizacji, zwalczania praw Bożych, otwie­rania bram dla wszelkiej nieprawości, kłamstwa, namiętności ludzkich. Nieprędko się podniesie­my z tej choroby, nieszybko wyleczymy się z tych ran.

Zło przybrało dzisiaj takie rozmiary, że żadną ludzką siłą go nie zwyciężymy. W sposób wstrząsający uświadomiliśmy sobie istnienie tego zła, kiedy padły strzały skierowane w tego, któ­ry jest uosobieniem dobroci, miłości dla świata współczesnego. Kiedy strzały ugodziły Papieża Jana Pawła II, wtedy cały świat stanął w obliczu jakiejś potwornej, niezrozumiałej siły zła, zła zu­pełnie absurdalnego, nie mającego żadnej rozum­nej motywacji, zła, które jest po prostu ślepą siłą skierowaną ku zniszczeniu dobra.

 

Z homilii ks. Franciszka Blachnickiego podczas Godziny Odpowiedzialności i Misji w Dniu Wspólnoty w Krościenku 8 lipca 1981 roku.

Cóż możemy przeciwstawić takiej sile? Jaka siła może ją zwyciężyć? Tylko Chrystus zwycię­żył tę potęgę zła. Zwyciężył przez to, że spokojnie, bez nienawiści, bez pragnienia odwetu, w posta­wie przebaczenia pozwolił, aby to zło na Nim się skupiło. Pozwolił się przybić do krzyża, wypowia­dając wtedy: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią". Jest to droga wyzwolenia bez użycia przemocy.

To jest nasza droga. To, co się stało w Pol­sce [w latach osiemdziesiątych], to jest rewolucja duchowa. Polacy znaleźli w Ewangelii, w wierze, w nauce Kościoła, w nauce Papieża drogę wyzwo­lenia. Drogę, która ostatecznie jest niezwyciężona i która musi doprowadzić do zwycięstwa. Z tej drogi nie można zawrócić. To jest właśnie nasza misja, to jest nasze zadanie: wyzwolić człowieka od tego, co rozkłada wewnętrznie jego duchową moc. Tą siłą rozkładową w naszym społeczeństwie jest alkohol. To musimy zrozumieć. Musimy so­bie i innym otwierać oczy, o co tu istotnie chodzi. Jeżeli dzisiaj jest potrzebny Polakom jakiś czyn patriotyczny, czyn wyzwoleńczy, to jest nim czyn abstynencki, rezygnacja z picia alkoholu, odrzu­cenie trucizny, która rozkłada ducha narodu. To jest czyn patriotyczny. Za takie czyny powinno się dzisiaj nadawać oznaczenia Virtuti Militari i inne podobne.

 

 

O DRODZE WYZWOLENIA

To  jest prawdziwy czyn wyzwoleńczy: wyzwo­lenie siebie od lęku, od nacisków, od opinii, od zdania innych, słabych braci przez podanie im ręki. Wyzwolenie od innych uzależnień, od ego­izmu, który prowadzi do mordowania dzieci nie narodzonych. Z tym idzie w parze wyzwolenie od lęku: „Nie lękajcie się", bo tylko lęk nas czyni niewolnikami. Kto się nie boi, ten jest wolny, na­wet kiedy znajduje się za kratami więzienia czy w obozie koncentracyjnym. To jest wolność sy­nów Bożych, której nam nikt nie może odebrać, tylko my sami przez - lęk, przez strach.

Wyzwolenie przez prawdę: „prawda was wy­zwoli" (J 8, 32). Wyzwoli nas wtedy, gdy będziemy mieli odwagę mówić prawdę, domagać się praw­dy, świadczyć o prawdzie, czynić prawdę. To jest prawdziwa Krucjata Wyzwolenia. To jest wielkie zadanie naszego ruchu. Trzeba, abyśmy wszyscy odrzucili tę potęgę, która nas zniewala. Wtedy staniemy się silnym, mocnym narodem, który będzie mógł wyzwalać inne narody.

Nasi bracia zrzeszeni w Solidarności zaczy­nają odczuwać trudności, które płyną już nie z zewnątrz, ale raczej od wewnątrz, z ludzkich słabości, z egoizmu, z najrozmaitszych żądz, które biorą górę nad szukaniem dobra wspólnego. Nasi przeciwnicy o tym wiedzą, dlatego podsycają roz­maite tego rodzaju postawy, żeby od wewnątrz rozbić ten wysiłek. A my powinniśmy wszędzie „penetrować", w dobrym tego słowa znaczeniu, szeregi Solidarności. Nie żeby dojść do władzy. My nie chcemy władzy. My chcemy tylko służby, po to, żeby pomagać naszym braciom, przez bez­interesowną służbę, przez branie na siebie roz­maitych odpowiedzialności, przez dawanie przy­kładu pracy, z zachowaniem czystych rąk, czystej intencji. Według tej miłości, którą dał nam Bóg Ojciec, sprawiający, że „słońce świeci nad złymi i dobrymi, a deszcz spada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych" (Mt 5, 45-46).

Nie naszą rzeczą jest sądzić. Naszą rzeczą jest świadczyć, świadczyć tak jak słońce, o miłości i dobroci Boga, świadczyć przez prostą, pokor­ną służbę z wykluczeniem własnych interesów, własnego egoizmu. Świadczyć z tą gotowością, o której mówi Chrystus: „Jeżeli cię uderzy ktoś w prawy twój policzek, nadstaw mu i drugi. Je­żeli zmusza cię ktoś, byś szedł z nim tysiąc kro­ków, idź z nimi drugie dwa" (Mt 5, 41). Jedynie tą bronią możemy zwyciężyć zło, bo cała ta potęga, z którą się zmagamy, to przede wszystkim potęga duchowa, ale pochodząca od złego ducha. Opie­ra się ona właściwie na dwóch filarach, na dwóch kolumnach. Jedna nazywa się kłamstwo, a dru­ga - strach. Przez odważne świadectwo dawane prawdzie ugodzimy w źródło jego potęgi złego ducha.

To jest nasza droga. Trzeba, żebyśmy zaanga­żowali się w tym kierunku. Musimy z jednej stro­ny, jak zawsze, myśleć o programie formacyjnym, żeby w nas dojrzewał i wzrastał nowy człowiek, ale równocześnie muszą powstawać wszędzie diakonie, małe zespoły - chociażby trzyosobowe - które konkretnie w danej parafii podejmą dia­konię wyzwolenia przez zwalczanie alkoholizmu, przez obronę życia, przez dawanie świadectwa prawdzie, rozpowszechnianie słowa prawdy; ze­społy, które podejmą też diakonię modlitwy, dia­konię miłosierdzia wobec ludzi potrzebujących naszej pomocy. To będzie owoc, o którym mówi Chrystus, który ma się w nas objawić i ma w nas  trwać. Musimy dokonać tego zrywu, bo chwila, w jakiej żyjemy, jest jedyna. Jest to chwila histo­ryczna, której nie można zmarnować. Ta chwila potrzebuje naszego świadectwa prawdy, miłości, odwagi, by wyzwolić siebie i innych na tej dro­dze, która jest drogą pewną i musi doprowadzić do zwycięstwa.

Dlatego zamiast spekulować i kombinować, co będzie, a co by mogło być, co by było, gdyby itd., trzeba iść prostą drogą świadczenia o praw­dzie w miłości. W każdym wypadku będzie to droga wyzwolenia dla nas i dla innych. A gdy ofiarnie wielu ludzi na nią wkroczy, stanie się drogą wyzwolenia całego naszego narodu, a także wyzwolenia innych narodów przez świadectwo i posługę naszego narodu. Bo „wiele jest serc, któ­re czekają na Ewangelię". Wiele jest narodów, któ­re czekają na tego rodzaju świadectwo: wypływa­jące z mocy miłości Chrystusa; świadectwo, które wzbudza w naszych sercach Jego Duch. I jako chrześcijanie jesteśmy współnamaszczeni z Chrystusem namaszczonym, który powołał nas, uzdolnił i posłał, abyśmy wraz z Nim współdziałali w zbawianiu świata w tej godzinie i w aktualnych sytuacjach.

Dlatego też nie wolno nam pojmować naszej wiary jako ucieczki do wnętrza, do uszczęśliwiającej „ja - Ty - relacji" z Jezusem, lecz mamy w niej widzieć wezwanie do przyjęcia wespół z Chrystusem Sługą służby wobec naszych braci, aby ich przez naszą odpowiedzialną miłość i gotowość do ponoszenia ofiar, mocą krzyża Chrystusowego prowadzić do zbawienia i wyzwolenia.

 

Nasz osobowy stosunek do Boga Ojca

przez Chrystusa w Duchu Świętym

jest przy tym ciągłym źródłem mocy, odwagi

i gorliwości w tej służbie wyzwolenia.

W Piśmie Świętym wiara przedstawiana jest

zawsze jako wezwanie do

„ja - Ty - relacji" z Bogiem,

a równocześnie jako namaszczenie do służby

w dziele wypełniania owego planu zbawczego

w konkretnym hic et nunc historii.

Inaczej mówiąc,

wiara musi być pojmowana

jako udział w samoświadomości Jezusa Chrystusa, którą On objawił w synagodze w Nazarecie na początku swej mesjańskiej działalności: Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie,

abym ubogim niósł Dobrą Nowinę,

więźniom głosił wolność,

a niewidomym przejrzenie,

abym uciśnionych odsyłał wolnych,

abym obwoływał rok łaski od Pana (Łk 4, 18-19).

Tak rozumiana wiara chrześcijańska

jest wydarzeniem historycznym

i odznacza się historiotwórczą mocą.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

O ŚWIADECTWIE

Jeżeli uwierzyliśmy w Chrystusa naprawdę, to musimy mieć pokój. Jeżeli uwierzyliśmy w Chrystusa, a mimo to lękamy się jeszcze ciągle różnych rzeczy, to znaczy,

że jeszcze w pełni, w sensie biblijnym

nie uwierzyliśmy w Chrystusa. [... ]

Jeżeli rzeczywiście wierzymy,

to wtedy nasze życie

samo przez się staje się świadectwem.

Jeżeli potrafię pójść

do tych ludzi, z którymi się spotykam,

a którzy są kłębkiem nerwów,

czują się zagubieni

i nie potrafią sprostać problemom życiowym,

jeżeli potrafię wobec nich

pokazać ten pokój głęboki

płynący z uwierzenia w Ewangelię Chrystusa,

to wtedy jest to świadectwo,

które może tym ludziom pomóc.

Jeżeli natomiast

ja sam wpadam w ich styl lęku,

narzekania, zabezpieczania się,

to moje świadectwo jest negatywne -

pokazuję im,

że wiara na nic się nie przyda w konkretnym życiu, bo nie rozwiązuje problemów.

 

O TYCH, CO PRZED NAMI

Nehemiasz

Słowa Nehemiasza, syna Chakaliasza: Oto gdy w miesiącu Kislew roku dwudziestego byłem w twierdzy Suza, przyszedł z Judy Chanani, jeden z braci moich, wraz z innymi. I spytałem ich o tych Żydów ocalałych, którzy uniknęli uprowadzenia, i o Jerozolimę. i powiedzieli mi: „Ci pozostali, któ­rzy w tamtejszym okręgu uniknęli uprowadzenia, znajdują się w wielkiej biedzie i pohańbieniu; mur Jerozolimy jest zburzony, a bramy jej są ogniem spalone'.

I oto, gdy to usłyszałem, usiadłem, płakałem i trapiłem się całymi dniami, pościłem i modli­łem się w obecności Boga niebios. I powiedziałem: „Ach, Panie, Boże niebios, Boże wielki i straszny, dotrzymujący przymierza i otaczający opieką tych, którzy Cię miłują i zachowują Twoje przykazania. Niechże będzie ucho Twoje uważne i oczy Two­je niech będą otwarte, abyś wysłuchał modlitwę  sługi Twego, którą ja teraz dniem i nocą zanoszę do Ciebie za sługi Twoje, Izraelitów, składając wy­znanie w sprawie przestępstw Izraelitów, któreśmy wobec Ciebie popełnili; również ja i mój ród zgrze­szyliśmy. Bardzo źle postąpiliśmy wobec Ciebie: nie zachowaliśmy przykazań ani praw, ani prze­pisów, które wydałeś słudze Twemu Mojżeszowi. Wspomnijże na zapowiedź, którąś ogłosił słudze twemu Mojżeszowi; «Jeśli wy się sprzeniewierzy­cie, to Ja rozproszę was między narody. Lecz jeśli się do Mnie nawrócicie i zważać będziecie na moje przykazania^ będziecie je wykonywali, to choćby rozproszeni wasi znajdowali się na krańcu niebios, stamtąd zgromadzę ich i zaprowadzę na miejsce, które wybrałem, aby tam uczynić przybytek dla mego Imienia». Albowiem oni są sługami Two­imi i ludem Twoim, który odkupiłeś Twoją wielką mocą i potężną ręką. Ach, Panie, niechże będzie ucho Twoje uważne na modlitwę Twojego sługi i na modlitwę sług Twoich, pragnących czcić Twoje Imię! Poszczęśćże teraz słudze Twemu! Daj, abym pozyskał względy tego człowieka". Byłem bowiem podczaszym królewskim.

I oto, gdy w miesiącu Nisan dwudziestego roku panowania króla Artakserksesa wykonywa­łem swój urząd, wziąłem wino i podałem królowi, i w jego obecności nie okazywałem smutku. Lecz król mi rzekł: „Czemu tak smutno wyglądasz? Przecież nie jesteś chory! Nie, lecz masz jakieś zmartwienie?" I przeraziłem się do najwyższego stopnia, i rzekłem królowi: „Niech król żyje na wie­ki! Jakże nie mam smutno wyglądać, gdy miasto, gdzie są groby moich przodków, jest spustoszone, a bramy jego są strawione ogniem". I rzekł mi król: „O co chciałbyś prosić?" Wtedy pomodliłem się do Boga niebios i rzekłem królowi: „Jeśli to odpowiada królowi i jeśli sługa twój ma względy u ciebie, to proszę, abyś mnie posłał do Judy, do grodu grobów moich przodków, abym go odbudował". I rzekł mi król, podczas gdy królowa siedziała obok niego: „Jak długo potrwa twoja podróż? I kiedy powró­cisz?" I król, gdy podałem mu termin, raczył mnie wyprawić. I rzekłem królowi: „Jeśli to odpowiada królowi, proszę o wystawienie dla mnie listów do namiestników Transeufratei, aby mnie przepuścili, aż przyjdę do Judy; - również pisma do Asafa, za­wiadowcy lasu królewskiego, aby mi dał drewna do sporządzenia bram twierdzy przy świątyni, bram muru miejskiego i domu, do którego się wprowa­dzę". I król mi zezwolił, gdyż łaskawa ręka Boga mojego czuwała nade mną. (Ne 1,1-2,8)

Cóż wspólnego może mieć ta historia z zamierz­chłych czasów, opisana w Księdze Nehemiasza, z sytuacją, którą przeżywamy dzisiaj w naszym narodzie? Jest to słowo Boże. Jest to historia święta, historia zbawienia, w której przez ludzi działa Bóg. Dlatego objawia ona pewne prawa

Bożego działania. Prawa te są zawsze aktual­ne, mogą być zastosowane do różnych sytuacji, w różnych epokach, jeżeli w duchu wiary odczy­tamy te wydarzenia, żeby w nich odkryć Boży sposób myślenia, Boży sposób oceniania wyda­rzeń i Boży plan działania.

 

Narzędzie planów zbawczych

Nehemiasz jest jednym z wielu ludzi, których Bóg wybrał i powołał jako swoje narzędzie. My, nale­żący do nowego ludu Bożego, musimy wierzyć, że wszyscy jako członkowie Kościoła jesteśmy wezwani, wybrani przez Boga, abyśmy byli narzę­dziem Jego planów zbawczych w tym momencie historii, w którym żyjemy. Dlatego możemy z hi­storii Nehemiasza wyciągnąć pewne zastosowa­nie do naszej sytuacji. Spróbujmy tak odczytać tę historię, jakbyśmy my byli tym Nehemiaszem, do którego Bóg kieruje dzisiaj swoje wezwanie.

Nehemiasz przebywał na wygnaniu, ale cią­gle myślał o doli swojego ludu. Wykorzystywał każdą okazję, żeby się dowiedzieć czegoś o nim. Kiedy przyszedł z Judy jeden z jego braci, spytał go: co się dzieje w Jerozolimie, w ojczyźnie, i usły­szał: „«Ci pozostali, którzy w tamtejszym okręgu uniknęli uprowadzenia, znajdują się w wiel­kiej biedzie i pohańbieniu; mur Jerozolimy jest zburzony, a bramy jej ogniem spalone.» I oto, gdy to usłyszałem, usiadłem, płakałem i trapiłem się całymi dniami, pościłem i modliłem siew obec­ności Boga niebios".

Zapytajmy siebie: Czy my podobnie odpo­wiedzialnie myślimy o naszym narodzie, o Ko­ściele w naszym narodzie? Czy nie mamy raczej postawy: cóż mnie to obchodzi? Czy nie trosz­czymy się tylko o swoje własne, prywatne sprawy? Czy nawet naszej religii, naszego chrześcijaństwa nie traktujemy jako sprawy osobistej, prywatnej?

 

Myśleć i odczuwać z Chrystusem

A tymczasem być chrześcijaninem, to znaczy na­leżeć do Chrystusa, i myśleć, i czuć w swoim sercu razem z Chrystusem. To znaczy myśleć z troską, z poczuciem odpowiedzialności o braciach: o ca­łym naszym narodzie, o całym Kościele, a nawet o całej rodzinie ludzkiej. Chrześcijanin - ten, któ­ry jest Chrystusowy, nie może już prowadzić życia prywatnego, nie może już zamknąć się w swoim świecie i myśleć sobie: „niech na całym świecie wojna, byle polska wieś spokojna", niech się dzieje co chce, ja wiem, to mi wystarczy, co mam zro­bić, żeby siebie zbawić: spełnić przykazania, które mnie obowiązują.

Największy grzech nas chrześcijan, katoli­ków, członków Mistycznego Ciała Chrystusa, członków wspólnoty Kościoła to ten, że każdy z nas zamyka się w swoim małym świecie, wy­łącza ze swojej świadomości sprawy dobra ogól­nego, sprawy braci, Kościoła, narodu, i myśli: niech się inni o to martwią. Brakuje nam postawy Nehemiasza.

„Ci, którzy pozostali, znajdują się w wielkiej biedzie i pohańbieniu; mur Jerozolimy jest zbu­rzony, a bramy jej są ogniem spalone". Czyż to nie jest powiedziane o nas, o naszej sytuacji? Czyż nie znajdujemy się w wielkim pohańbieniu, w wiel­kiej biedzie? Czy mur Jerozolimy nie został już zburzony, a bramy, czy nie zostały ogniem spalo­ne? Jaka jest nasza sytuacja?

 

Nasza sytuacja

Coraz więcej ludzi zapomina o swoim chrzcie świętym i już nie wyznaje w życiu Chrystusa. W wielu częściach naszej Ojczyzny kościoły pu­stoszeją. Są miasta, rejony, w których 60, 70, 80, 85% ludzi, którzy byli ochrzczeni, i może jeszcze podaje, że są katolikami, w praktyce jest niewie­rzących, niepraktykujących, ich życie zaprzecza Ewangelii, ewangelicznej hierarchii wartości.

Czy możemy powiedzieć, że nasz naród jest wierzący, skoro jesteśmy narodem jednym z najbardziej zalkoholizowanych na całym świecie.

Codziennie kilka milionów ludzi pijanych na na­szych ulicach, w naszych domach.

Gubernator Frank, który snuł plany, jak zniszczyć naród polski, powiedział kiedyś w gronie zaufanych współpracowników: jeżeli doprowadzimy Polaków do tego, że będą wypijali 4,5 1 alkoholu w skali rocznej w przeliczeniu na 1 mieszkańca, to za 25 lat problem Polaków bę­dzie dla nas rozwiązany, naród polski przestanie istnieć.

Jeżeli nie podejmiemy żadnego przeciwdzia­łania, spełni się to, co przewidywał gubernator Frank. Cały naród znajdzie się na dnie rozkładu spowodowanego przez alkoholizm i cały szereg zjawisk pochodnych.

Znajdujemy się w „wielkiej biedzie i pohań­bieniu; mur Jerozolimy jest zburzony". Mur su­mienia, mur przykazań Bożych, mur norm etycz­nych. Gdzie są te mury, które kiedyś stały mocno na straży życia ludzkiego, na straży wartości oso­by ludzkiej? Dzisiaj te mury padły.

„Mur Jerozolimy zburzony". Przykazania Boże stały się pośmiewiskiem. Książki w sposób, który się nawet w głowie nie mieści, wykpiwają podstawowe normy etyczne, zwłaszcza w dziedzi­nie VI przykazania, i to jest lektura obowiązko­wa dla dzieci, dla młodzieży w szkołach, masowo rozpowszechniana w każdym kiosku. Dawniej byłyby zaliczone do literatury zbrodniczej, za ich rozpowszechnianie karano by ludzi więzieniem, a dzisiaj karze się tych, którzy nie wypełniają nor­my w sprzedawaniu takiej literatury. Prawdziwy zalew, zaplanowana, zaprogramowana akcja nisz­czenia murów Jerozolimy, to jest norm etycznych, przykazań Bożych. Tu i tam wznoszą się jeszcze szczątki murów. Z tym większą wściekłością ata­kuje się je, żeby padły.

„Bramy ogniem spalone". Kiedyś każda ro­dzina, każde ognisko rodzinne było tą bramą, przez którą nie mogły wejść siły niszczące. Dzisiaj każda rodzina posiada taką otwartą bramę, któ­rą jest telewizor, i wszystkie złe wpływy przez nią wchodzą. Wszystko wchodzi do każdej twierdzy rodzinnej, do każdego domu rodzinnego.

„Mur Jerozolimy jest zburzony; bramy jej są ogniem spalone. Znajdujemy się w wielkim po­hańbieniu, w wielkiej biedzie". To jest prawda. A jak my się wobec tej prawdy zachowujemy?

 

Nasza postawa

Spójrzmy na Nehemiasza. „I oto, gdy to usłysza­łem, usiadłem, płakałem i trapiłem się całymi dniami. Pościłem i modliłem się w obecności Boga niebios".

Czy my potrafimy tak myśleć, czy czujemy się odpowiedzialni za to wszystko? Przecież to jest nasza sprawa, nasza rodzina, nasz naród, Kościół,

Ciało Mistyczne Chrystusa. Czy możemy umyć ręce i powiedzieć, że to oni? Czy nie jesteśmy po­dobni do faryzeuszy, którzy z boku obserwują, co się dzieje, i robią złośliwe uwagi? W Kościele słyszymy listy pasterskie, kazania, słyszymy gło­sy podnoszące alarm. Czy czasem nie reaguje­my na nie podobnie jak ten faryzeusz, który stał w świątyni przed ołtarzem i modlił się: Dziękuję Ci, Boże, że nie jestem jako inni ludzie, jako ci celnicy, cudzołożnice; że nie jestem jak te kobiety, co mordują dzieci, jak ten pijak. I wychodzimy za­dowoleni z kościoła, że znowu słyszeliśmy o tych bezbożnikach, ateuszach, o tych, którzy niszczą nasz naród, ale przecież to nie my; my jesteśmy niewinni, umywamy ręce. Czy tak być może, czy wolno nam zachować taką postawę?

A co robił Nehemiasz? Najpierw zaczął się modlić do Boga: „Jahwe, Boże niebios, wielki i straszny, dotrzymujący przymierza. Niech bę­dzie ucho Twoje uważne, oczy Twoje niech będą otwarte, abyś wysłuchał modlitwy Twego sługi, którą ja teraz dniem i nocą zanoszę do Ciebie za sługi Twoje, składając wyznanie w sprawie prze­stępstwa Izraelitów, któreśmy wobec Ciebie po­pełnili; również ja i mój ród zgrzeszyliśmy. Bardzo źle postąpiliśmy wobec Ciebie: nie zachowaliśmy przykazań ani praw, ani przepisów, które wydałeś słudze Twemu Mojżeszowi".

Uznanie winy. Zadośćuczynienie

„Również ja i mój ród zgrzeszyliśmy" - taka po­winna być nasza pierwsza reakcja. Solidarnie -jesteśmy jednym narodem, jedną rodziną - mu­simy pokutować za grzechy innych. Im bardziej ktoś jest zdolny zrozumieć, co to jest grzech, im bliżej ktoś stoi Boga, tym bardziej powinien się czuć odpowiedzialny za grzechy braci i pokuto­wać za innych i za swoje grzechy. To jest pierwsza odpowiedź: uznać naszą winę, naszą współwinę, naszą współodpowiedzialność. „Bardzo zgrzeszy­łem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem." - Któż z nas może powiedzieć, że nie zgrzeszył w tych sprawach przez zaniedbanie? Musimy sta­nąć przed Bogiem w poczuciu naszej winy, przy­jąć pokutę za braci, zacząć przebłaganie wobec Boga, by upraszać Jego miłosierdzie. W tym sen­sie wszyscy musimy przyjąć postawę Nehemiasza. To jest wzór dla nas. Nie ma innej drogi ratunku. Gdyby Bóg znalazł dziesięciu sprawiedliwych... ale nie znalazł nawet tych dziesięciu.

Wobec Boga jesteśmy jedną rodziną i jedni za drugich mogą dać zadośćuczynienie. Zwłasz­cza jeżeli łączymy się w wierze z zadośćuczy­nieniem Chrystusa, jako członkowie Jego Ciała Mistycznego.

Konkretny plan

Na tym jednak nie kończy się odpowiedź Nehe­miasza. On powziął konkretny plan działania. Postanowił pójść tam, gdzie są mury zburzone, bramy spalone, aby podjąć dzieło odnowy, odbu­dowy. Najpierw szukał kogoś, kto by mu udzielił misji, kto by go upoważnił, kto by dał mu listy po­lecające. Udał się więc do króla i prosił aby znalazł łaskę w jego oczach: „Poślij mnie".

My jako ruch odnowy, Światło-Życie, my którzyśmy otrzymali tyle darów i łask, musimy poczuć się odpowiedzialni w modlitwie, w eks­piacji, w zadośćuczynieniu, a także w podejmo­waniu inicjatyw, dzieł odnowy. Chcielibyśmy dotrzeć do wszystkich ludzi w naszej Ojczyźnie z pukaniem, wołaniem, aby Chrystus wszedł do serc tych, którzy Go nie znają albo o Nim zapo­mnieli, aby głębiej wszedł do serc tych, którzy już Go przyjęli. Po przygotowaniu przez ewangeli­zację, przez głoszenie wiary Chrystusa - chcemy podjąć dzieło Krucjaty Wyzwolenia Człowieka z nałogów: z alkoholizmu, nikotynizmu, innych nałogów, które poniżają godność człowieka i czy­nią go niewolnikiem. Chcemy mocą Chrystu­sa wyzwalać naszych braci z niewoli kłamstwa, z zakłamania, a przede wszystkim z lęku, który nie pozwala ludziom postępować zgodnie z po­wołaniem dzieci Bożych. Ten lęk najbardziej nas poniża, bo ostatecznie tylko lęk czyni nas niewol­nikami, a przecież: „otrzymaliśmy ducha przy­brania za synów, nie żeby się pogrążyć w bojaźni, ale żeby żyć w wolności Synów Bożych, mówić do Boga: «Abba, Ojcze»" (Rz 8, 15).

 

Odbudowa i walka

Taki jest przed nami program, wspaniały, wiel­ki, śmiały; program na miarę potrzeb, na miarę zagrożenia naszego narodu. Dlatego ufamy, że Księga Nehemiasza jest wezwaniem Bożym skie­rowanym do nas na tę chwilę, w tym momencie. Jak Nehemiasz odbudowywał mur Jerozolimy, odcinek po odcinku, metr za metrem, według do­kładnego, precyzyjnego planu, tak i my chcemy odbudowywać przez ewangelizację, przez Ewan­gelię, bo Ewangelia buduje. Izraelici jedną ręką budowali, a drugą trzymali miecz, bo musieli wal­czyć z wrogami. My także odbudowując, chcemy równocześnie walczyć z wrogami. Nie z ludźmi, ale z tym, co ludzi niewoli: z grzechem, z nałoga­mi: alkoholizmem, wynaturzeniem w dziedzinie seksu; z tym wszystkim, co czyni człowieka nie­wolnikiem zła, grzechu, ostatecznie szatana.

Na miarę poprzedników

W naszych wspólnotach, w rodzinach czy indy­widualnie, weźmy do ręki Księgę Nehemiasza i szukajmy tam natchnienia do modlitwy i do działania. Niech Duch Święty przemówi do nas przez słowa Pisma Świętego, przez tę historię świętą, żebyśmy na miarę wielkich postaci biblij­nych potrafili odpowiedzieć Bogu naszą wiarą, ufnością, naszą modlitwą, poczuciem odpowie­dzialności, naszym zaangażowaniem. Chrystus Pan, który swoim zadośćuczynieniem Bogu Ojcu obejmuje cały świat, a w nim szczególnie nasz na­ród, nasz Kościół i nas wszystkich, niechaj udzieli nam swojej miłości, niechaj przez swego Ducha tchnie w nasze serca swoją miłość.

„Serce wielkie nam daj" - to prośba skiero­wana do Chrystusa. Niechaj to serce wielkie, któ­re On nam da, objawi się w wielkim czynie, który mamy podjąć z miłości ku Niemu. Chrystusowi, który pyta nas: „Czy miłujesz Mnie, czy miłujesz Mnie więcej niż inni", czy jesteś gotów ze Mną razem - jako moje narzędzie, dzieląc moją tro­skę zbawczą - iść ratować braci, naród, ratować tych, którzy giną, niech każdy odpowie w swoim sercu. A jeżeli jest gotowy, niech tę odpowiedź ukaże w znaku, aby stała się świadectwemi pocią­gała innych do podobnej odpowiedzi na pytanie Chrystusa.

Gedeon

Wstał więc o świcie Jerubbaal, czyli Gedeon, wraz z całym zgromadzonym ludem i rozbił obóz u źró­deł Charod. Obozowisko Madianitów leżało na północ od pagórka More w dolinie. Pan rzekł do Gedeona: «Zbyt liczny jest lud przy tobie, abym w jego ręce wydał Madianitów, gdyż Izrael mógłby przywłaszczyć sobie chwałę z pominięciem Mnie i mówić: «Moja ręka wybawiła mnie». Wobec tego tak wołaj do uszu ludu: Ten, który się boi i drży, niech zawróci ku górze Gilead i chroni się». Tak więc odeszło z ludu dwadzieścia dwa tysiące, a po­zostało dziesięć tysięcy.

Rzekł Pan do Gedeona: «Jeszcze zbyt liczny jest lud. Zaprowadź go nad wodę, gdzie ci go wy­próbuję. Będzie tak: o którym powiem: Ten pójdzie z tobą! - on pójdzie z tobą. O którym zaś powiem: Ten nie pójdzie z tobą! - on nie pójdzie».

Zaprowadził więc lud nad wodę, a Pan rzekł do Gedeona: «Wszystkich, którzy będą wodę chłep­tać językiem, podobnie jak pies, pozostawisz po jednej stronie, a tych wszystkich, którzy przy piciu  uklękną, pozostawisz po drugiej stronie». Liczba tych, którzy chłeptali z ręki podnoszonej do ust, wynosiła trzystu mężów. Wszyscy inni pijąc zgina­li kolana. Rzekł wówczas Pan do Gedeona: «Przy pomocy tych trzystu mężów, którzy chłeptali wodę językiem, wybawię was i w ręce twoje wydam Madianitów. Wszyscy inni mężowie niech wracają do siebie». Lud wziął ze sobą żywność i rogi, a Gedeon odesłał mężów izraelskich, każdego do swego na­miotu, z wyjątkiem owych trzystu mężów. A obóz Madianitów znajdował siew dolinie poniżej jego stanowiska.

[...] Wówczas Gedeon rozdzielił owych trzy­stu mężów na trzy hufce, dał każdemu z nich do ręki rogi i puste dzbany, a w nich pochodnie. Pa­trzcie na mnie - rzekł im -i czyńcie to samo, co ja. Oto ja dojdę do krańca obozu, a co ja będę czynić, i wy czyńcie. Gdy zatrąbię w róg ja i wszyscy, którzy są ze mną, wówczas i wy zatrąbicie w rogi dokoła obozu i będziecie wołać: «Za Pana i za Gedeonah

Gedeon i stu mężów, którzy mu towarzyszyli, doszli do krańca obozu w chwili, gdy tuż po zmia­nie następowało czuwanie środkowej straży nocnej. Zatrąbili w rogi i potłukli dzbany, które trzymali w swych rękach. Natychmiast zatrąbiły w rogi tak­że owe trzy hufce i potłukły dzbany. Wziąwszy zaś w lewą rękę pochodnie, a wprawą rogi, aby na nich trąbić, wołali: «Za Pana i za Gedeonah I przy­stanęli, każdy na swoim miejscu, dokoła obozu.

Powstali wtedy wszyscy w obozie, poczęli krzyczeć i uciekać. Podczas gdy owych trzystu mężów trąbi­ło na rogach, Pan sprawił, że w całym obozie jeden przeciw drugiemu skierował miecz. Obóz uciekł do Bet-Haszszitta ku Sartan, aż do granicy Abel-Me-chola obok Tabbat. (Sdz 7, 1-8. 16-22)

 

Jaki ma związek ta historia z dalekich czasów z naszą dzisiejszą sytuacją? Bóg, który jest wiecz­nie żywy wypowiada swoje słowo w taki sposób, że jest zawsze aktualne i zawsze trafia w sytuację człowieka, w jakimkolwiek momencie historii by­łoby ono proklamowane i głoszone.

 

Widmo zagłady

Sytuacja ludu Bożego, który urzeczywistnia się w narodzie polskim, jest podobna do tej, w jakiej wtedy znajdował się naród wybrany Starego Przy­mierza. Stoi przed nami dzisiaj wyraźnie widmo zagłady narodu, ale przyczyną nie będzie wróg zewnętrzny, lecz my sami. Jeżeli nic się nie zmie­ni, jeżeli nie nastąpi jakiś nadzwyczajny zryw, to około roku 2050 nas Polaków będzie prawdopo­dobnie 18 milionów, a kilkadziesiąt lat później może nas nie być wcale.

Wiele próbowano już metod przeciwdziała­nia. Wiele było dyskusji, planów, postanowień, uchwał, ale jak dotąd: nic nie pomaga.

 

Skąd może przyjść ratunek? Zobaczmy, gdzie lud Boży Starego Przymierza szukał ratunku? W sytu­acjach beznadziejnych prorocy zawsze kierowali wzrok narodu wybranego ku górze, ku Jahwe. I zaczynano wołać o ratunek do Boga. I nigdy się naród wybrany nie zawiódł. Bóg wkraczał w jego historię i przy pomocy wybranych narzędzi, za pomocą środków słabych, pozornie śmiesznych, nieproporcjonalnych do wielkości zagrożenia, objawiał swoją moc i wybawiał swój lud.

I oto dzisiaj jest chwila, kiedy musimy jako lud Boży, jako wierzący skierować oczy ku górze i podjąć na nowo walkę. Tak jak wojsko Gedeona, w imię Boga, dla Boga.

„Przy pomocy tych trzystu mężów wybawię swój lud. Kto się boi, niech idzie do domu". Wybrał sobie Bóg trzystu ludzi, ale takich, którzy mieli odwagę. Mieli odwagę zaufać Bogu i podjąć walkę po ludzku beznadziejną. Było kilkadziesiąt tysię­cy żołnierzy. „Kto się boi, niech idzie do domu" - zostało dziesięć tysięcy. Ale i tych Bóg poddał próbie. Zostawił sobie trzystu mężów, ale takich, którzy zawierzyli, którzy poczuli się narzędziem w ręku Boga, którzy postawili na Jahwe. Oni ni­czego nie rozumieli. Kiedy Gedeon przedstawił im plan walki, wydawało im się to dziwne, może i śmieszne. Gedeon kazał im przygotować puste dzbany, pochodnie, rogi i powiedział tylko: czyń­cie to, co ja będę czynił. A oni się poddali posłusz­nie temu planowi, bo byli przekonani, że pochodzi od Boga. Dlatego nie dyskutowali, nie mówili: ja mam lepszy plan, nie tak trzeba postąpić. Wszy­scy czynili tak samo, jak ten, którego Bóg wybrał, postępowali według jego wskazań. Zawierzyli... i odnieśli wspaniałe zwycięstwo.

 

Postawić na Boga

Nie inaczej będzie dzisiaj. Inaczej być nie może. Dlatego potrzebne jest dzisiaj nowe wojsko Ge­deona. Trzeba dokonać mobilizacji w skali całego narodu i wezwać tych, którzy się nie boją i potra­fią zawierzyć i zaufać Bogu, tych, którzy podda­dzą się jednemu planowi działania i będą działać jednolicie ufając, że ten plan ratunku pochodzi od Boga. Jeżeli tak się stanie, to możemy być pew­ni, że Bóg nas wybawi przy pomocy tych swoich narzędzi. Trzeba nam powołać nowe wojsko Ge­deona. Takim nowym wojskiem Gedeona ma się stać Krucjata Wyzwolenia Człowieka, która pro­blem już przez wielu podejmowany, podejmuje w nowy sposób: w oparciuo słowo Boże, o Boże we­zwanie, w oparciu o moc Chrystusa, który przy­szedł odkupić i wyzwolić człowieka.

 

 

 

 

O KRUCJACIE WYZWOLENIA CZŁOWIEKA

 

Słowo „krucjata" pochodzi od łacińskiego słowa „crux" - krzyż. Jest w nim wyrażone nasze przekonanie, że wyzwolenie może przyjść tylko stamtąd, z mocy Krzyża. Wyzwolenia może dokonać tylko Ten, który na krzyżu wyzwolił nas z niewoli grzechu i śmierci. Krucjata, a więc ci, którzy staną pod krzyżem, pod krzyżem Chry­stusa. Pod krzyżem Chrystusa stała Maryja, pod krzyżem Chrystusa z Maryją stoi Ojciec Święty Jan Paweł II. Pod krzyżem z Maryją i z Ojcem świętym chcemy stanąć my, Krucjata Wyzwolenia Człowieka. Chcemy się oddać Chrystusowi jako narzędzie, aby przez nas objawił moc Krzyża ku wyzwoleniu człowieka. To jest fundament, to jest punkt wyjścia naszej Krucjaty Wyzwolenia Czło­wieka. Chodzi o Człowieka pisanego wielką lite­rą. O tego człowieka, o którego upomniał się Oj­ciec Święty Jan Paweł II, któremu drogę ratunku ukazał na nowo w swojej encyklice „Redemptor hominis". W tym kontekście chcemy podjąć naszą Krucjatę Wyzwolenia Człowieka.

 

Środek wyzwolenia

Środek, który chcemy przyjąć, może się wydawać śmieszny, tak jak ów dzban pusty i pochodnia w ręku wojska Gedeona. Ale jest to środek bardzo prosty, dostępny dla każdego. Jeżeli przyjmiemy go z wiarą i stworzymy wielką armię ludzi, któ­rzy podejmą wspólnie ten środek walki, możemy ufać, że zwycięstwo będzie po naszej stronie. Ów prosty środek, dla każdego dostępny to wyrze­czenie się alkoholu, napojów alkoholowych we wszelkiej postaci.

 

Czyn wyzwalający

Będzie to konkretny czyn. Czyn, który najpierw nas wyzwoli. Nie z alkoholizmu, czyz jakiegoś pociągu do alkoholu, który już nas uzależnia, tak że jesteśmy już w pewnym stopniu alkoholikami. Najpierw musimy się wyzwolić spod powszech­nego nacisku opinii, spod powszechnego terroru pijackiego. Musimy się wyzwolić z lęku, który sprawia, że dorosły człowiek, mężczyzna, który może nawet ma na piersi krzyż Virtuti Militari, blednie na samą myśl, że w towarzystwie, gdzie będą go częstowali alkoholem, ma powiedzieć: dziękuję, ja nie piję. Wszyscy kapitulują. Wystar­czy stu pijaków w parafii kilkunastotysięcznej, żeby wszystkich sterroryzować. Nikt nie ośmieli się wyłamać. Wszyscy się boją. Psychoza alko­holowa. Terror alkoholowy. Towarzyski przymus picia. Słowo „muszę", które nas tak upokarza, naj­częściej jest wypowiadane w tych sytuacjach: Mu­szę, musiałem wypić, nie było wyjścia. Ogromna armia niewolników. Najpierw ci, którym pić nie wolno - alkoholicy nałogowi. - Półtora milio­na liczy ta armia niewolników. - Jest to pewnik naukowy, że dla każdego z nich jest tylko jedna droga ratunku: być abstynentem do końca życia, bo zawsze będzie alkoholikiem. Jeśli będzie miał odwagę odmówić sobie pierwszego kieliszka, jego problem będzie rozwiązany. Alkoholik może so­bie odmówić pierwszego kieliszka, ale nigdy dru­giego. I chodzi właśnie o ten jeden kieliszek, bo on dla alkoholika jest sprawą decydującą. On jest dla alkoholika początkiem tragedii. Alkoholikowi jest potrzebny przykład, jest potrzebna moc, żeby zdołał wyrzec się właśnie tego jednego kieliszka. A tymczasem ogólne sprzysiężenie narodowe.

 

Muszę?

Nikt nie ma tylu obrońców w społeczeństwie, jak ten jeden kieliszek, ten pierwszy kieliszek. Można by zebrać całe tomy sloganów, powiastek, wierszyków wypowiadanych w obronie pierw­szego kieliszka. Tylko tego pierwszego. Nikt nie broni pijaństwa, nikt nie propaguje alkoholizmu.

Wszyscy sprzysięgli się, żeby bronić tego jednego kieliszka. Może nawet tylko pół kieliszka. Może tylko kilka kropelek. Może tylko zamoczyć usta, żeby w ten sposób pokłon oddać temu bożkowi, który zasiadł na tronie w naszym narodzie, i po­wiedzieć: muszę uznać jego panowanie, muszę się pokłonić, muszę skapitulować, nie ma wyjścia. I blady strach pada na ludzi odważnych, szlachet­nych, mądrych, kiedy wyobrażą sobie sytuację, w której będą musieli powiedzieć „nie" wobec pierwszego kieliszka. I wszyscy mówią: „tak", „muszę". I dlatego ta ogromna armia, półtora miliona nieszczęśliwych alkoholików w naszym społeczeństwie, postawiona jest w sytuacji bez wyjścia. Bo nie można sobie wyobrazić, żeby al­koholik o osłabionej woli powiedział przy pierw­szym kieliszku stanowczo „nie". Bo wszyscy się rzucą na niego. A w niektórych okolicach, to na­wet tak daleko się ludzie posuwają, że siłą wlewa­ją do ust pierwszy kieliszek temu, kto ośmieli się powiedzieć: „nie, nie będę pił." - „Musisz wypić!" Tak właśnie przejawia się potęga alkoholu.

 

Absurd!

To jest jakaś psychoza, dlatego że takie postępo­wanie nie ma żadnego rozumnego uzasadnienia. Nikt nie może podać rozumnego argumentu, dlaczego ja mam wypić ten jeden kieliszek. „Na zdrowie". - „Jak to, na moje zdrowie nie wypi­jesz?" - „Ależ człowieku, jeżeli mi udowodnisz, że ten jeden kieliszek ma cokolwiek wspólnego z twoim zdrowiem, to z miejsca wypiję." Proszę mi to udowodnić, bo nie mogę tego zrozumieć. Czy naprawdę jest jakiś związek pomiędzy twoim zdrowiem a tym jednym kieliszkiem? Przecież to jest absurd zupełny.

A ile tych absurdów się wygaduje bez prze­rwy w każdym towarzystwie. Nieraz w oazach mówimy o abstynencji, jako o postawie, która obowiązuje członków naszego ruchu, i wtedy za­wsze wraca to nieśmiertelne pytanie: „A jak skoń­czę 18 rok życia, czy wtedy będę mógł wypić ten jeden kieliszek?" - „Człowieku, możesz, ale po co? Jakeś był mądry do 18 roku życia, dlaczego masz zgłupieć w 18 roku życia? Przedtem rozumiałeś, że to jest niepotrzebne, a teraz?" Albo inne tłu­maczenie się: „Nie mogę, się włączyć do krucjaty bo mam być na chrzcinach". „Nie mogę, bo będzie moje wesele, będę musiał wypić jeden kieliszek". Skąd się to wzięło? Skąd taka psychoza? Skąd tyle nonsensów? Skąd tyle twierdzeń niczym nie uzasadnionych, absurdalnych? Wszyscy kapitu­lujemy. Nie ma odważnych. Potrzebne jest nowe wojsko Gedeona. Ludzie, którzy z uśmiechem, swobodą powiedzą: „To przecież żaden problem. Po prostu ja nie chcę pić i nie będę pił. I proszę mi podać jakiś argument za tym, żebym pił, albo wykazać mi, że moja postawa jest nierozumna, nielogiczna, niekonsekwentna."

 

Odwaga w myśleniu

Potrzebna jest odwaga, żeby myśleć, odwaga, żeby czynić zgodnie z tym, o czym się pomyślało. Ro­zum mi mówi, że to nie ma sensu, że to jest źró­dłem wielkiego zła, wielkiego nieszczęścia. Mam dosyć motywów, żeby powiedzieć „nie". Wobec tego idę za światłem. Jestem wolny.

Dzisiaj w naszym społeczeństwie jedynie abstynenci to ludzie wolni. Gdziekolwiek się znajdą, w jakimkolwiek towarzystwie, nie mają żadnych kompleksów, żadnego poczucia niższo­ści. Są swobodni, weseli i oni zwyciężają. Oni są wolni i oni wyzwalają.

 

Wolni wyzwalają

Jeśli w towarzystwie znajdzie się jeden taki odważ­ny, który powie: „nie piję," to za nim pójdzie dru­gi, który pomyśli: „lekarz mi zakazał: moja wątro­ba, moje serce; nie muszę pić, bo jeden śmiały się znalazł i mnie wyzwolił." A alkoholik, który wie, czym się skończy ten pierwszy kieliszek, również powie: „Nie, nie muszę. Oto ten człowiek mi po­dał rękę. Mogę stanąć przy nim. Mogę też napeł­nić swój kieliszek sokiem czy wodą mineralnąi wychylić toast na zdrowie gospodarza, jeśli mu tak bardzo na tym zależy." Wtedy od razu jest duża część ludzi wyzwolonych.

Każda taka decyzja, każde takie świadectwo abstynenta wyzwala. A jeżeli nas będzie tysiące, jeżeli nas będzie setki tysięcy, jeżeli nas będzie w końcu w skali narodowej około dwa miliony - dwa miliony odważnych, rozsądnych - wtedy złamie się terror alkoholu. Wtedy upadnie jego potęga. Naród będzie wyzwolony. Zrzucony zo­stanie ten przymus pijacki, który tak poniża god­ność naszego narodu.

 

Dlaczego ja?

Rodzi się jednak pytanie: Dlaczego ja mam być tym śmiałym, dlaczego ja to mam zrobić? Niech­by to zrobili inni! Owszem, to wszystko jest prze­konujące, ale dlaczego akurat ja?!

Odpowiedź jest prosta. Chrystus stawia nam pytanie: „Czy miłujesz mnie więcej, aniżeli ci?" Jeżeli miłujesz więcej, to zrób coś więcej. Absty­nencja nie jest twoim obowiązkiem. Jeżeli czasem wypijesz kieliszek wina przy jakiejś okazji, nie zgrzeszysz. Możesz, jesteś wolny. Nie ma takie­go przykazania Bożego ani kościelnego, które by zakazywało. Kierowcę, który siada za kierownicę, ludzi chorych na pewne choroby, alkoholików obowiązuje zakaz picia, ale dla wszystkich takiego obowiązku nie ma. Do wszystkich swoich wier­nych natomiast, do swoich uczniów Chrystus kie­ruje pytanie: „czy miłujesz mnie więcej?" Jeśli tak, to z miłości złóż ofiarę. Wyrzeknij się tego, co dla ciebie jest dozwolone. Złóż ofiarę.

 

Ze względu na brata

Czy rzeczywiście jest to Chrystusowi potrzebne? Czy oczekuje On takiej odpowiedzi? Posłuchajmy, co w podobnej sytuacji powiedział święty Paweł: Jeżeli chodzi o pokarmy składane bożkom w ofierze, to oczywiście wszyscy posiadamy „wie­dzę". Lecz „wiedza" wbija w pychę, miłość zaś bu­duje. Gdyby ktoś mniemał, że coś „wie", to jeszcze nie wie, jak wiedzieć należy. Jeżeli zaś ktoś miłuje Boga, ten jest również uznany przez Boga. Zatem jeśli chodzi o spożywanie pokarmów, które już były bożkom złożone na ofiarę, wiemy dobrze, że nie ma na świecie ani żadnych bożków, ani żadnego boga, prócz Boga jedynego. A choćby byli na niebie i na ziemi tak zwani bogowie - jest zresztą mnóstwo ta­kich bogów i panów - dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od którego wszystko pochodził dla któ­rego my istniejemy, oraz jeden Pan, Jezus Chrystus, przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy. Lecz nie wszyscy mają „wie­dzę". Niektórzy jeszcze do tej pory spożywają po­karmy bożkom złożone, w przekonaniu, że chodzi o bożka, i w ten sposób kala się ich słabe sumienie. A przecież pokarm nie przybliży nas do Boga. Ani nie będziemy ubożsi, gdy przestaniemy jeść, ani też jedząc nie wzrośniemy w znaczenie. Baczcie jednak, aby to wasze prawo [do takiego postępo­wania] nie stało się dla słabych powodem zgorsze­nia. Gdyby bowiem ujrzał ktoś ciebie, oświeconego „wiedzą", jak zasiadasz do uczty bałwochwalczej, czyżby to nie skłoniło również kogoś słabego w su­mieniu do spożywania z ofiar składanych bożkom? O tak to właśnie „wiedza" twoja sprowadziłaby zgu­bę na słabego brata, za którego umarł Chrystus. W ten sposób grzesząc przeciwko braciom i rażąc ich słabe sumienia, grzeszycie przeciwko samemu Chrystusowi. Jeśli więc pokarm gorszy brat mego, przenigdy nie będę jadł mięsa, by nie gorszyć brata. (1 Kor 8,1-13)

Zauważmy, że argumentacja św. Pawła jest taka sama. Człowieku, ze względu na słabego brata, nie będziesz jadł mięsa, chociaż wolno, bo ważniejsze jest zbawienie twego brata. Ważniejsze jest, żebyś dał mu przykład, żebyś uspokoił jego sumienie, żebyś mu podał rękę, bo on sobie nie radzi z tym problemem. Jest wśród nas mnóstwo słabych braci, alkoholików, potencjalnych alko­holików, tych których picie kończy się tragicznie. Mnóstwo słabych braci, którzy nie potrafią się sami oprzeć, nie potrafią zrozumieć, jak można nie pić. Wszyscy oni czekają, żeby ktoś im podał rękę.

W herbie Diakonii Wyzwolenia widnieją dwie splecione ręce. Przedstawione są nie tak, że jedna ręka jest wyciągnięta z góry ku drugiej ręce mdle­jącej, opadającej, lecz obie ręce ułożone są w tej samej linii. Chodzio ukazanie postawy: ja staję obok mego brata i z pozycji równości mówię do niego: Bracie, chodź ze mną. Rób tak jak i ja. Ja ci pomogę. Sam nie dałbyś rady, ale razem damy sobie radę. Stajemy nie tylko we dwójkę, bo nas, tych, którzy powiedzieli „nie", którzy noszą taki znaczek, jest wielu. I potrzeba, żeby było wielu takich, którzy odpowiedzą na pytanie Chrystu­sa: „Czy miłujesz Mnie więcej?" - i z miłości do Chrystusa i ze swojej miłości do słabego brata wyrzekną się tego, co mi wolno, żeby w ten spo­sób podać rękę słabemu bratu. I to jest konkretny czyn.

Rozmawiałem kiedyś z panią, która po stu­diach psychologicznych na KUL pracowała w zakładzie leczenia alkoholików. Zapytałem ją: „Czy wy wymagacie od swoich pacjentów całko­witej abstynencji?" - „Oczywiście, co do tego nie ma dyskusji." - „A personel zakładu? Chyba też praktykuje abstynencję?" - „Nie, nikt z nas nie praktykuje abstynencji, bo przecież nas to nie obowiązuje. Wszyscy piją umiarkowanie." - I... uważają, że są w porządku. Potrafią popatrzeć w oczy swoich biednych pacjentów i powiedzieć: człowieku, nie pij, bo ty jesteś chory; ty jesteś wyrzutkiem społeczeństwa; tobie się nie wolno tknąć alkoholu; ty musisz wołać: trędowaty! nie dawajcie mi alkoholu! A personel to grupa ludzi zdrowych, o silnej woli, im wolno. Czy to jest po­stawa chrześcijańska? Czy tak się wyraża miłość?

 

Z miłością Chrystusa

Jeżeli chcę kogoś podnieść, to muszę najpierw się schylić. Muszę tam być, gdzie on jest. Muszę stanąć obok niego, na tym samym fundamencie, a potem mogę go podnieść, podnosząc się razem z nim. Tylko tak możemy ratować, tak możemy wyzwalać, podając rękę słabym braciom. I to jest sens Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. Nie trzeba żadnej długiej argumentacji, nie trzeba długich wywodów. Oczywiście, to co mówi medycyna, co mówią lekarze, co mówią inne nauki o szkodli­wości alkoholu, też jest potrzebne i pożyteczne, ale to wszystko nie wyzwoli żadnego ruchu odno­wy. Nie stworzy armii ludzi odważnych. Tu trze­ba spojrzenia na krzyż Chrystusa. Krucjata może się rodzić tylko z krzyża, ze spojrzenia na miłość Chrystusa, który dla nas tak się „uniżył, że stał się posłusznym aż do śmierci, a była to śmierć krzy­żowa" (por. Flp 2,8). Jeżeli ta miłość zawładnie naszym sercem, to da nam moc, abyśmy mogli umacniać innych. I ta miłość nas wyzwoli, aby­śmy mogli wyzwalać innych. I wtedy staniemy się naprawdę w ręku Chrystusa nowym wojskiem Gedeona, przyniesiemy ratunek, wyzwolenie na­szemu nieszczęśliwemu narodowi.

 

Ruch Światło-Życie w Krucjacie Wyzwolenia Człowieka

Gdzie szukać takich ludzi, jeżeli nie w Ruchu Światło-Życie, jeżeli nie w oazach. Przecież tam mówimy ciągle o agape, o pięknej miłości, o bez­interesownej służbie, o wyrzeczeniu się siebie, swego egoizmu dla Chrystusa.

Jeżeli nasza praca w oazach, w Ruchu Świa­tło-Życie, jest pracą rzeczywistą, jeżeli w oazach działa Duch Święty, to potrzeba znaku zewnętrz­nego. Krucjata Wyzwolenia Człowieka musi wyjść z naszego ruchu. To jest logiczna konsekwencja, bo inaczej staniemy w pół drogi. Skończymy na pięknych, wzruszających przeżyciach oazowych, ale owoców w życiu nie będzie. Dlatego wielu ludzi już dzisiaj w naszym narodzie i w Kościele polskim patrzy z nadzieją na uczestników oazy. Ale musimy jeszcze bardziej się zmobilizować, poddać jednolitemu planowi działania i wielko­dusznie, radośnie podjąć to wezwanie: „Serce wielkie nam daj, zdolne objąć świat." Trzeba no­wych ludzi, którzy właśnie pokażą swoje nowe człowieczeństwo w świadectwie agape, w miłości ofiarnej, wyrzekającej się, podającej rękę słabym. Ojciec Święty liczy na nas. Z takim smutkiem i z takim gorącym apelem zwrócił się do nas: „Polacy, odrzućcie to wszystko, co poniża god­ność człowieka, co może zagrażać aż egzystencji naszego narodu". A w swojej homilii na Błoniach krakowskich tak wołał do narodu: „Polacy, nie pozwólcie sobie odebrać tej wolności, którą was obdarował Chrystus!" A my pozbawiamy się tej wolności. Popełniamy narodowe samobójstwo. Musimy się obudzić. Rzeczywistość musi wstrzą­snąć naszym sumieniem, ale przede wszystkim musi wstrząsnąć nami to pytanie Chrystusa: „Czy miłujesz Mnie? Czy miłujesz Mnie więcej niż  ci? .

Każdy z nas musi dać Chrystusowi odpo­wiedź. Albo zaraz, albo później, po przemyśleniu sprawy. Niech to będzie odpowiedź modlitwy, która będzie wyznaniem naszej wiary w moc Chrystusa, ale niech to będzie także odpowiedź czynem. Ci z nas, którzy są gotowi, niech złożą Chrystusowi swoją deklarację włączenia się do Krucjaty Wyzwolenia Człowieka. A potem gło­śmy wszędzie, odkrytą przez nas drogę ratunku. Bóg, nasz Pan nie przestał królować, działa na­dal Jego moc i przez swoje narzędzia, przez nowe wojsko Gedeona, Bóg nas wyzwoli.

Znaki Krucjaty Wyzwolenia Człowieka

Księga Czynów Wyzwolenia - zawiera nazwi­ska tych, którzy zadeklarowali swoją abstynencję i przynależność do Krucjaty Wyzwolenia Czło­wieka. Ojciec Święty Jan Paweł II wpisał do niej swoje błogosławieństwo. Uczynił to 7 czerwca 1979 roku w Oświęcimiu po modlitwie w celi śmierci o. Maksymiliana Kolbego, Patrona Kru­cjaty. Swoim błogosławieństwem Ojciec święty objął tych, których nazwiska już widniały w Księ­dze, jaki tych, których nazwiska znajdą się w niej w przyszłości.

Kościół - wotum. Wybudowanie tego kościoła jako wyrazu wdzięczności za wyzwolenie narodu od klęski alkoholizmu ślubowali Maryi członkowie Krucjaty Wyzwolenia Człowieka już w dniach pro­klamowania Krucjaty. Kamień węgielny pod jego budowę został wzięty od grobu św. Stanisława, bi­skupa i męczennika, patrona Krucjaty.

Herb - nawiązuje do herbu papieskiego Jana Pawła II. Krucjata Wyzwolenia Człowieka jest bo­wiem odpowiedzią na apel Ojca Świętego, skiero­wany do Polaków: „o przeciwstawianie się wszyst­kiemu, co uwłacza ludzkiej godności". Herb ma kształt tarczy, na której wyrysowany jest krzyż. Pod krzyżem umieszczona jest z prawej strony litera „M" - oznaczająca Maryję (jak w herbie papieskim) a z lewej - litera „m" – oznaczająca „my", członkowie Krucjaty Wyzwolenia Człowie­ka. W górnej części tarczy wpisane są słowa „nie lękajcie się!"

 

 

 

NIE LĘKAJCIE SIĘ!

Spoglądając po 16 latach na początki swej po­sługi Jan Paweł II wyraźnie uświadamiał so­bie, iż wypowiadane przez niego wówczas słowa płynęły z natchnienia Ducha Świętego:

Wezwanie „Nie lękajcie się!" musimy odczy­tywać w bardzo szerokim wymiarze. W pewnym sensie było to wezwanie pod adresem wszystkich ludzi, wezwanie do przezwyciężenia lęku w glo­balnej sytuacji współczesnego świata, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, na Północy i na Południu. Nie lękajcie się tego, cośmy sami stwo­rzyli, nie lękajcie się świata tych wszystkich ludz­kich wytworów, które coraz bardziej stają się dla człowieka zagrożeniem! Nie lękajcie się wreszcie siebie samych! [...]

Dlaczego mamy się nie lękać? Ponieważ czło­wiek został odkupiony przez Boga. Kiedy wypo­wiadałem te słowa na Placu św. Piotra, miałem już świadomość, że pierwsza Encyklika oraz cały pontyfikat musi być związany z prawdą o Odku­pieniu. W tej prawdzie jest najgłębsza afirmacja owego: „Nie lękajcie się!": „Bóg umiłował świat - tak umiłował, że Syna swego Jednorodzonego dał" (por. J 3,16). Ten Syn trwa w dziejach ludz­kości jako Odkupiciel. Odkupiciel przenika całe dzieje człowieka, również przed Chrystusem i przygotowuje Jego eschatologiczną przyszłość. Jest tym światłem, które „w ciemnościach świeci i żadne ciemności nie potrafią jej ogarnąć" (por. J 1,5). Potęga Chrystusowego krzyża i zmartwych­wstania jest zawsze większa od wszelkiego zła, któ­rego człowiek może i powinien się lękać. [...]

Po tym wszystkim, co powiedziałem, mógł­bym zamknąć swą odpowiedź w takim paradok­sie: ażeby wyzwolić człowieka współczesnego od lęku przed sobą samym, przed światem, przed in­nymi ludźmi, przed potęgami tego świata, przed systemami, przed tym wszystkim, co jest sympto­mem niewolniczego lęku tak zwanej siły wyższej, którą człowiek wierzący nazywa Bogiem, trzeba temu człowiekowi z całego serca życzyć, aby nosił i pielęgnował w swym sercu tę bojaźń Bożą, która jest początkiem mądrości.

 

NOWA WYOBRAŹNIA MIŁOSIERDZIA

U progu Trzeciego Tysiąclecia Jan Paweł II zwrócił się do nas z apelem:

W naszej epoce wiele jest potrzeb, które po­ruszają wrażliwość chrześcijan. [...] Ten krajobraz ubóstwa może poszerzać się bez końca, jeśli do starych jego form dodamy nowe, dotykające czę­sto także środowisk i grup ludzi materialnie za­sobnych, którym wszakże zagraża rozpacz płyną­ca z poczucia bezsensu życia, niebezpieczeństwo narkomanii, opuszczenie w starości i w chorobie, degradacja lub dyskryminacja społeczna. Trzeba [...] kontynuować tradycję miłosierdzia, która już w minionych dwóch tysiącleciach wyraziła się na wiele różnych sposobów, ale która obecnie wyma­ga może jeszcze większej inwencji twórczej. Po­trzebna jest dziś nowa wyobraźnia miłosierdzia, której przejawem będzie nie tyle i nie tylko sku­teczność pomocy, ale zdolność bycia bliźnim dla cierpiącego człowieka, solidaryzowania się z nim, tak, aby gest pomocy nie był odczuwany jako po­niżająca jałmużna, ale jako świadectwo brater­skiej wspólnoty dóbr".

 

 

DROGA KRZYŻOWA „WOLNI I WYZWALAJĄCY"

Stacja 1 Pan Jezus skazany na śmierć.

 

Sądzenie było sprawą Piłata. Świadectwo prawdzie było i jest sprawą Jezusa i chrześcijan.

Nie naszą rzeczą jest sądzić.

Naszą rzeczą jest świadczyć.

Świadczyć, tak jak słońce,

o miłości i dobroci Boga,

świadczyć przez prostą i pokorną służbę,

z wykluczeniem własnych interesów,

własnego egoizmu.

Tą bronią jedynie możemy zwyciężyć zło.

 

Stacja 2. Pan Jezus bierze krzyż na swe ramiona.

Jeżeli chcę kogoś podnieść,

to muszę najpierw się schylić.

Muszę tam być, gdzie on jest.

Muszę stanąć obok niego,

na tym samym fundamencie,

a potem mogę go podnieść,

podnosząc się razem z nim.

Tylko tak możemy ratować,

tak możemy wyzwalać,

podając rękę słabym braciom.

I to jest sens Krucjaty Wyzwolenia Człowieka.

Nie trzeba żadnej długiej argumentacji,

nie trzeba długich wywodów.

Oczywiście, to co mówi medycyna,

co mówią lekarze,

co mówią inne nauki

o szkodliwości alkoholu,

też jest potrzebne i pożyteczne,

ale to wszystko

nie wyzwoli żadnego ruchu odnowy. Nie stworzy armii ludzi odważnych. Tu trzeba spojrzenia na krzyż Chrystusa. Krucjata może się rodzić tylko z krzyża,

ze spojrzenia na miłość Chrystusa,

który dla nas tak się uniżył,

że stał się posłusznym aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa (por. Flp 2,8). Jeżeli ta miłość zawładnie naszym sercem, to da nam moc,

abyśmy mogli umacniać innych. I ta miłość nas wyzwoli, abyśmy mogli wyzwalać innych.

Stacja 3.Pan Jezus upada pod krzyżem.

A tymczasem być chrześcijaninem, to znaczy należeć do Chrystusa, i myśleć,

i czuć w swoim sercu

razem z Chrystusem.

To znaczy myśleć z troską,

z poczuciem odpowiedzialności

o braciach:

o całym naszym narodzie,

O całym Kościele,

a nawet o całej rodzinie ludzkiej. Chrześcijanin

- ten, który jest Chrystusowy,

nie może już prowadzić życia prywatnego,

nie może już zamknąć się w swoim świecie

i myśleć sobie:

„niech na całym świecie wojna,

byle polska wieś spokojna",

niech się dzieje co chce,

ja wiem, to mi wystarczy, co mam zrobić,

żeby siebie zbawić:

spełnić przykazania, które mnie obowiązują.

Największy grzech

nas chrześcijan, katolików,

członków Mistycznego Ciała Chrystusa,

członków wspólnoty Kościoła

to ten, że każdy z nas zamyka się w swoim małym świecie, wyłącza ze swojej świadomości sprawy dobra ogólnego, sprawy braci, Kościoła, narodu, i myśli: niech się inni o to martwią.

 

Stacja 4.Pan Jezus spotyka Matkę.

Spójrz na Maryję! Ona jest wolna! Chociaż cierpi, bo miłuje Jezusa. Cierpi, ale miłuje. Posiada siebie w dawaniu siebie Jezusowi,w noszeniu w swoim sercu Jego bólu.

Człowiek został w swoim stworzeniu

uzdolniony i powołany

do istnienia na sposób Boży -

to znaczy do posiadania siebie w dawaniu siebie,

czyli przez miłość.

Wolność zaś warunkuje

możliwość czynienia daru z siebie.

Wolność człowieka jest również wolnością „dla",

mianowicie dla miłości.

Ta miłość zaś ma być realizowana

w relacji do Boga i do innych ludzi.

Stacja 5.Szymon z Cyreny przymuszony do pomagania w niesieniu krzyża.

Szymon z Cyreny pytał: dlaczego akurat ja?! Pomoc bratu w niesieniu krzyża ciebie też wyzwala.

Potrzebna jest odwaga, żeby myśleć,

odwaga, żeby czynić zgodnie z tym,

o czym się pomyślało.

Rozum mi mówi,

że to nie ma sensu,

że to jest źródłem wielkiego zła,

wielkiego nieszczęścia.

Mam dosyć motywów,

żeby powiedzieć „nie".

Wobec tego idę za światłem.

Jestem wolny.

Rodzi się jednak pytanie:

Dlaczego ja mam być tym śmiałym,

dlaczego ja to mam zrobić?

Niechby to zrobili inni!

Owszem,

to wszystko jest przekonujące, ale dlaczego akurat ja?!

 

Stacja 6.  Weronika ociera twarz Panu Jezusowi.

Czym jest czyn Weroniki? Co ona uczyniła? To akt odwagi, sprawiający, że oblicze Jezusa pozostaje na zawsze w jej sercu.

To jest prawdziwy czyn wyzwoleńczy: wyzwolenie siebie od lęku, od nacisków, od opinii,

od zdania innych, słabych braci - przez podanie im ręki. Wyzwolenie od innych uzależnień, od egoizmu, który prowadzi

do mordowania dzieci nie narodzonych. Z tym idzie w parze wyzwolenie od lęku: „Nie lękajcie się",

bo tylko lęk nas czyni niewolnikami.

Kto się nie boi, ten jest wolny,

nawet kiedy znajduje się za kratami więzienia

czy w obozie koncentracyjnym.

To jest wolność synów Bożych,

której nam nikt nie może odebrać,

tylko my sami

przez - lęk, przez strach.

Wyzwolenie przez prawdę:

prawda was wyzwoli (J 8, 32).

Wyzwoli nas wtedy,

gdy będziemy mieli odwagę mówić prawdę, domagać się prawdy, świadczyć o prawdzie, czynić prawdę.

To jest prawdziwa Krucjata Wyzwolenia. To jest wielkie zadanie [...]. Trzeba, abyśmy wszyscy odrzucili tę potęgę, która nas zniewala.

Wtedy staniemy się silnym, mocnym narodem, który będzie mógł wyzwalać inne narody.

 

 

Stacja 7.  Pan Jezus upada pod krzyżem po raz drugi.

A na jerozolimskich uliczkach tłum przechodniów reagował obojętnością...

Czy my [...]

czujemy się odpowiedzialni za to wszystko?

Przecież to jest nasza sprawa,

nasza rodzina, nasz naród,

Kościół, Ciało Mistyczne Chrystusa.

Czy możemy umyć ręce i powiedzieć, że to oni?

Czy nie jesteśmy podobni do faryzeuszy,

którzy z boku obserwują,

co się dzieje, i robią złośliwe uwagi?

W Kościele słyszymy listy pasterskie, kazania,

słyszymy głosy podnoszące alarm.

Czy czasem nie reagujemy na nie

podobnie jak ten faryzeusz,

który stał w świątyni przed ołtarzemi modlił się:

Dziękuję Ci, Boże, że nie jestem jako inni ludzie,
jako ci celnicy,

cudzołożnice;

że nie jestem jak te kobiety, co mordują dzieci, jak ten pijak.

I wychodzimy zadowoleni z kościoła, że znowu słyszeliśmy o tych bezbożnikach, ateuszach, o tych, którzy niszczą nasz naród
ale przecież to nie my;

my jesteśmy niewinni, umywamy ręce.

Czy tak być może,

czy wolno nam zachować taką postawę?

 

Stacja 8 Pan Jezus pociesza płaczące niewiasty.

Niewiasty płaczące - styl lęku, narzekania, nega­tywne świadectwo. Jezus mówi do nich, uspokaja je: „Nie płaczcie". On nie martwi się o siebie, jest w nim głęboki pokój, nawet w takiej sytuacji.

Jeżeli potrafię pójść do tych ludzi, z którymi się spotykam, a którzy są kłębkiem nerwów, czują się zagubieni

i nie potrafią sprostać problemom życiowym,

jeżeli potrafię wobec nich

pokazać ten pokój głęboki

płynący z uwierzenia w Ewangelię Chrystusa

to wtedy jest to świadectwo,

które może tym ludziom pomóc.

Jeżeli natomiast ja sam

wpadam w ich styl lęku,

narzekania, zabezpieczania się,

to moje świadectwo jest negatywne -

pokazuję im,

że wiara na nic się nie przyda

w konkretnym życiu,

bo nie rozwiązuje problemów,

nie rozwiązuje konkretnych problemów.

Stacja 9  Pan Jezus upada pod krzyżem po raz trzeci.
Solidarnie - jesteśmy jednym narodem, jedną rodziną -musimy pokutować za grzechy innych. Im bardziej ktoś jest zdolny zrozumieć, co to jest grzech, im bliżej ktoś stoi Boga,

tym bardziej powinien się czuć odpowiedzialny

za grzechy braci

i pokutować za innych

i za swoje grzechy.

To jest pierwsza odpowiedź:

uznać naszą winę, naszą współwinę,

naszą współodpowiedzialność.

„Bardzo zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem

i zaniedbaniem."

Któż z nas może powiedzieć,

że nie zgrzeszył w tych sprawach

przez zaniedbanie?

Musimy stanąć przed Bogiem

w poczuciu naszej winy,

przyjąć pokutę za braci,

zacząć przebłaganie wobec Boga,

by upraszać Jego miłosierdzie.

 

Stacja 10, Pan Jezus z szat obnażony.

Ogołocenie - dobrowolne z czegoś, co jest dobre -dla brata. Jak Chrystus, który ogołocił samego sie­bie, który stał się ubogi, aby nas swoim ubóstwem ubogacić.

Chrystus stawia nam pytanie: „Czy miłujesz mnie więcej, aniżeli ci?" Jeżeli miłujesz więcej, to zrób coś więcej.

Abstynencja nie jest twoim obowiązkiem.

Jeżeli czasem wypijesz kieliszek wina

przy jakiejś okazji,

nie zgrzeszysz.

Możesz, jesteś wolny.

Nie ma takiego przykazania Bożego

ani kościelnego,

które by zakazywało.

Kierowcę, który siada za kierownicę,

ludzi chorych na pewne choroby, alkoholików

obowiązuje zakaz picia,

ale dla wszystkich

takiego obowiązku nie ma.

Do wszystkich swoich wiernych natomiast,

do swoich uczniów

Chrystus kieruje pytanie:

„czy miłujesz mnie więcej?"

Jeśli tak, to z miłości złóż ofiarę.

Wyrzeknij się tego, co dla ciebie jest dozwolone.

Złóż ofiarę.

Stacja 11 Pan Jezus przybity do krzyża.

Dać się przybić do krzyża -

a nie uciekać w wygodny kęt, bo to uszczęśliwia.

„Ojcze!", „Przebacz im!" -

to właśnie jest służbą wobec braci...

Jako chrześcijanie jesteśmy współnamaszczeni

z Chrystusem namaszczonym, który powołał nas, uzdolnił i posłał, abyśmy wraz z Nim współdziałali

w zbawianiu świata w tej godzinie i w aktualnych sytuacjach. Dlatego też nie wolno nam pojmować naszej wiary jako ucieczki do wnętrza, do uszczęśliwiającej „ja - Ty - relacji" z Jezusem, lecz mamy w niej widzieć wezwanie do przyjęcia wespół z Chrystusem Sługą służby wobec naszych braci, aby ich

przez naszą odpowiedzialną miłość i gotowość do ponoszenia ofiar, mocą krzyża Chrystusowego prowadzić do zbawienia i wyzwolenia.

Stacja 12  Pan Jezus umiera na krzyżu.

Słowo „krucjata"

pochodzi od łacińskiego słowa

crux" - krzyż.

Jest w nim wyrażone nasze przekonanie, że wyzwolenie może przyjść tylko stamtąd, z mocy Krzyża.

Wyzwolenia może dokonać tylko Ten,

który na krzyżu wyzwolił nas

z niewoli grzechu i śmierci.

Krucjata, a więc ci,

którzy staną pod krzyżem,

pod krzyżem Chrystusa.

Pod krzyżem Chrystusa stała Maryja,

pod krzyżem Chrystusa z Maryją

stoi [...] Jan Paweł II. Pod krzyżem z Maryją i z Ojcem świętym chcemy stanąć my, Krucjata Wyzwolenia Człowieka. Chcemy się oddać Chrystusowi jako narzędzie, aby przez nas objawił moc Krzyża ku wyzwoleniu człowieka.

Stacja 13 Pan Jezus zdjęty z krzyża.

Cierpienie serca Maryi:

-  martwy Syn na Jej kolanach,

-  Jej martwe dzieci, bo zaplątane w grzech.

Krucjata Wyzwolenia Człowieka, zwana też

Dziełem Niepokalanej, Matki Kościoła,

jest ruchem maryjnym [...],

który stoi zdecydowanie na stanowisku

całkowitej abstynencji od alkoholu.

Krucjata zrzesza w swoich szeregach

tylko całkowitych abstynentów

i zmierza do tego,

aby jak najwięcej ludzi

w imię miłości do Niepokalanej

nakłonić do decyzji

całkowitej abstynencji od alkoholu.

Stacja 14 Pusty grób.

„Serce wielkie nam daj" -

to prośba skierowana do Chrystusa.

Niechaj to serce wielkie,

które On nam da,

objawi się w wielkim czynie,

który mamy podjąć z miłości ku Niemu.

Chrystusowi, który pyta nas:

„Czy miłujesz Mnie,

czy miłujesz Mnie więcej niż inni",

czy jesteś gotów ze Mną razem -

jako moje narzędzie,

dzieląc moją troskę zbawczą

- iść ratować braci, naród,

ratować tych, którzy giną,

niech każdy odpowie w swoim sercu.

A jeżeli jest gotowy,

niech tę odpowiedź ukaże w znaku,

aby stała się świadectwem

i pociągała innych

do podobnej odpowiedzi na pytanie Chrystusa.

 

ABSTYNENCKIE „CREDO" KRUCJATY WYZWOLENIA CZŁOWIEKA

 

1.

K

rucjata Wyzwolenia Człowieka, zwana też Dziełem Niepokalanej, Matki Kościoła, jest ruchem maryjnym [...], który stoi zdecydowanie na stanowisku całkowitej abstynencji od alko­holu. Krucjata zrzesza w swoich szeregach tylko całkowitych abstynentów i zmierza do tego, aby jak najwięcej ludzi w imię miłości do Niepoka­lanej nakłonić do decyzji całkowitej abstynencji od alkoholu. Nie zgadza się Krucjata też zasadni­czo na wprowadzenie w ramach swej akcji jakichś form złagodzonej czy „umiarkowanej" abstynen­cji, polegającej np. na wyrzeczeniu się tylko wódki i innych wysokoprocentowych napojów alkoho­lowych z jednoczesną tolerancją spożywania na­pojów alkoholowych niskoprocentowych.

 

 

2.

Przez abstynencję rozumie Krucjata Wyzwolenia Człowieka całkowite i dobrowolne wyrzeczenie się alkoholu jako napoju - pod wszelką postacią i we wszelkiej ilości. Definicja ta nie obejmuje używania alkoholu w innym charakterze np. jako lekarstwa (jeśli alkohol występuje jako składnik prawdziwego lekarstwa) lub w celach liturgicz­nych. Również spożywanie alkoholu w potrawach (np. w tortach) lub w cukierkach zasadniczo nie podpada pod pojęcie abstynencji. Z tak określo­nej definicji abstynencji wynika, że nie chodzi tu o zwalczanie alkoholu jako takiego, ale o zwalcza­nie zwyczaju picia alkoholu.

 

3.

Krucjata, zgodnie z nauką moralną Kościoła, uważa zarówno abstynencję, jak i prawdziwie umiarkowane używanie napojów alkoholowych za rzeczy pod względem moralnym zasadniczo obojętne. Kto prawdziwie umiarkowanie używa od czasu do czasu napojów alkoholowych, nie do­puszcza się jeszcze tym samym żadnej niedosko­nałości etycznej i nie można mu z tego powodu nic zarzucić. Wartości etycznej nabiera praktyko­wanie abstynencji lub umiarkowanie dopiero ze względu na motywy czy okoliczności. Ruch trzeźwościowy Krucjaty nie uzasadnia dlatego absty­nencji rygorem moralnego przymusu czy nakazu ani nie twierdzi, że abstynencja sama w sobie jest etycznie lepsza od umiarkowanego spożywania napojów alkoholowych. Stąd też ruch ten odcina się wyraźnie od tych abstynentów czy ugrupowań abstynenckich, które uważają abstynencję samą w sobie za etycznie doskonalszą od umiarkowania i które chciałyby uzasadnić powszechny obowią­zek moralny praktykowania abstynencji przez wszystkich ludzi. Obowiązek ten istnieje bowiem tylko dla pewnych kategorii ludzii w pewnych okolicznościach (alkoholicy i ich dzieci, osoby wykonujące niektóre zawody, cierpiące na pewne choroby itp.).

Krucjata Wyzwolenia Człowieka propaguje dobrowolną abstynencję z motywów nadprzyro­dzonych i społecznych głównie dlatego, że uważa ją za skuteczny środek do osiągnięcia celu, jakim jest zwalczanie społecznej klęski alkoholizmu. Wszelkie zarzuty, jakoby propagowanie absty­nencji było objawem przesadnego rygoryzmu, purytanizmu, jakiegoś ducha sekciarsko-manichejskiego itp., są więc całkowicie bezpodstawne i są dowodem niezrozumienia istoty abstynencji w katolickim ruchu trzeźwościowym. Niezro­zumieniem jest również argumentowanie, że rozumne umiarkowanie bardziej odpowiada duchowi katolickiemu niż rygorystyczna abs­tynencja, albowiem w ruchu trzeźwościowym, w zagadnieniu: umiarkowanie czy abstynencja, nie chodzi wcale o ocenę moralną obu praktyk, lecz o ocenę ich użyteczności w walce z wielkim złem, o ocenę ich jako środków praktycznego rozwiązania kwestii alkoholowej.

 

4.

Krucjata nie opiera się również w swej motywa­cji abstynenckiej na argumentach natury lekar­skiej i nie podziela zdania tych, którzy twierdzą, że wszyscy powinni być całkowitymi abstynen­tami od alkoholu dlatego, że każda najmniejsza nawet dawka alkoholu już zawsze jest szkodliwa dla zdrowia. Chociaż bowiem nowoczesna medy­cyna coraz lepiej poznaje szkodliwość działania alkoholu i coraz bardziej skłania się w kierunku udzielania ogólnych wskazań za abstynencją, to jednak argumentacja ta w praktyce okazuje się mało skuteczna i niewystarczająca do rozbudze­nia masowego, prężnego i dynamicznego ruchu przeciwalkoholowego. Dlatego w ruchu przyjmu­je się taką motywację abstynencji jako motywa­cję pomocniczą. Nie oznacza to oczywiście, że KWC odrzuca jako nieprawdziwe twierdzenie nauki medycznej o szkodliwości działania alko­holu na organizm człowieka. Krucjata zgadza się zasadniczo z twierdzeniem medycyny, że alkohol jest „trucizną komórkową (zwłaszcza dla mózgu) i narkotykiem numer jeden" i uznaje wyniki badań naukowych nad szkodliwością alkoho­lu dla organizmu ludzkiego. Nie chce jednakże, z przyczyn podanych powyżej, wyprowadzać swojej motywacji abstynencji jedynie z argumen­tów medycznych i zdrowotnych.

 

5.

Krucjata Wyzwolenia Człowieka odrzuca więc wszelkie niewłaściwe czy nieskuteczne formy argumentacji abstynenckiej, będące przeważnie przyczyną uprzedzeń do abstynencji i oporów wewnętrznych wobec niej, które spotkać można często także u ludzi szlachetnych, którym z pew­nością szczerze zależy na zwalczaniu społecznej klęski alkoholizmu. Uzasadnienie zaś i to bez­sporne potrzeby, pożytku i konieczności absty­nencji widzi Krucjata Wyzwolenia Człowieka na innej płaszczyźnie, mianowicie na płaszczyźnie nadprzyrodzonej oraz na płaszczyźnie praktycz­nej, gdzie o wartości jakiegoś środka czy metody decyduje skuteczność.

 

6.

Abstynencja w Krucjacie Wyzwolenia Człowie­ka ma przede wszystkim wartość nadprzyrodzo­ną jako akt ekspiacji, wynagrodzenia za grzechy pijaństwa. Chodzi w niej o dobrowolne wyrze­czenie się rzeczy - w samej sobie jeszcze nie złej i zakazanej - z motywu miłości Boga i bliźniego.

Abstynencja tak pojęta posiada w katolic­kiej nauce o cnocie takie samo uzasadnienie, jak wstrzymanie się od używania mięsa, a jest ona też godnym towarzyszem bezżenności, dobrowolne­go ubóstwa i dobrowolnego posłuszeństwa dla Chrystusa. Cieszyła się ona też zawsze uznaniem i poparciem Kościoła.

Papież Pius XII pisał w liście do prezesa nie­mieckiego stowarzyszenia abstynenckiego „Kreu-zbund": Kościół katolicki nie może popierać przy­musowej, powszechnej abstynencji. Obowiązek bowiem abstynencji zupełnej od alkoholu istnieje tylko tam, gdzie w inny sposób nie da się namięt­ności opanować. Lecz dobrowolna abstynencja, praktykowana jako przebłaganie za grzechy nie-umiarkowania i jako przykład dla bliźnich, by ich przynajmniej od nadużycia napojów alkoholowych powstrzymać, jest apostolstwem, które Kościół przyjmuje i uznaje, chwali i błogosławi.

W odniesieniu do Krucjaty Wstrzemięźli­wości z lat 1957-60, do tradycji której nawiązu­je obecna Krucjata Wyzwolenia Człowieka, wy­raził uznanie Kościoła Jego Eminencja Ksiądz Kardynał Stefan Wyszyński, Prymas Polski, w błogosławieństwie przesłanym Krucjacie w dniu 28.10.1957 roku: Chodzi nie tylko o to, by ludzie wyrzekli się wódki, lecz by jak najwięcej ich z pobudek nadprzyrodzonych wyrzekło się wszel­kich napojów alkoholowych. Zrozumieliście tę prawdę. Kroczcie więc za nią naprzód. Uczcie ludzi lepszego, Bożego pojmowania sprawy trzeźwości. Ukażcie im abstynencję od strony jak najbardziej właściwej: jako wynagrodzenie Bogu za wszystkie zniewagi, których doznaje od tych, co w nietrzeź­wości zapominają o swym człowieczeństwie. Niech jak najwięcej naszych braci i sióstr zrozumie, że tym drobnym stosunkowo wyrzeczeniem wybła-gać mogą u Boga zmiłowanie nad ludźmi, którzy zgubili się w oparach alkoholu, zmiłowanie nad ich rodzinami i otoczeniem, zmiłowanie nad narodem naszym spychanym do przepaści przez nieszczęsny nałogi jego skutki.

Kard. Franciszek Macharski w liście na Ty­dzień modlitw o trzeźwość narodu(rok 1979) pisze: Proszę was przez miłość Pana Jezusa, aby­ście podjęli trud trzeźwości czy też całkowitego powstrzymania się od alkoholu. Proszę o to przez przyczynę Matki Najświętszej, Tej, którą czcimy na Jasnej Górze, w Kalwarii Zebrzydowskiej, na tylu miejscach pielgrzymek, we wszystkich kościołach i wszystkich rodzinach.

Niech to będzie nasz dar na jubileusz odnowy religijnej i moralnej narodu! Niech to będzie nasz dar dla Boga za Ojca Świętego! Niech to będzie nasz dar na powitanie Ojca Świętego na naszej zie­mi! Dar każdegoz osobna, dar rodzin, parafii, dar każdej wspólnoty dorosłych, młodzieży i dzieci.

A Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział do Polaków w czasie środowej audiencji w dniu 21.03.1979 roku: Człowiek nie może być sobą, po prostu nie może być sobą, nie jest godny swojego imienia, jeśli nie potrafi sobie mówić „nie". Otóż to „nie", to jest właśnie znaczenie Wielkiego Postu, praktyki postu, to twórcze „nie", muszę umieć sobie odmówić. Na to, żeby umieć odmówić sobie rzeczy niedozwolonych, trzeba umieć odmówić sobie rów­nież rzeczy dozwolonych. Na pewno w naszej pol­skiej praktyce wielkopostnej dochodzi w szczególny sposób do głosu potrzeba trzeźwości. Niedawno czytałem w Tygodniku Powszechnym apel mojego następcy w Krakowie na ten temat, nie mogę nic innego zrobić, tylko pod tym apelem z całego serca podpisuję i całym sercem go powtarzam pod ad­resem wszystkich, którym potrzebne jest to „nie", ażeby zachować ludzką godność i żeby służyć dobru wspólnemu rodziny, narodu, ojczyzny. Niech tyle wystarczy, resztę już sami zechciejcie domyśleć.

 

7.

Abstynencja ma również ogromną wartość prak­tyczną w walce z alkoholizmem jako środek nie­zbędny do ratowania alkoholików i środek sku­tecznie godzący w przyczyny alkoholizmu.

Jest dzisiaj pewnikiem naukowym, nie podlegającym dyskusji, że alkoholik może być wyratowany z nałogu jedynie pod tym warun­kiem, że stanie się całkowitym abstynentem od alkoholu do końca życia. Aby jednak alkoholik, z reguły człowiek o słabej woli, mógł wytrwać w postanowieniu abstynencji, musi znaleźć mo­ralne oparcie w dobrowolnych abstynentach o sil­nej woli, cieszących się poważaniem innych, musi znaleźć siew środowisku abstynenckim lub przy­najmniej w środowisku, gdzie obecność jednego lub kilku abstynentów złamała powszechny towa­rzyski przymus picia. Stąd postulat dobrowolnej abstynencji, podjętej z myślą o ratowaniu bliźnich będących ofiarami nałogu, a więc z motywu miło­ści bliźniego. Abstynencja z tego punktu widzenia ukazuje się nam jako niezbędny składnik akcji ratunkowej na rzecz alkoholików oraz jako czyn chrześcijańskiej miłości bliźniego.

 

8.

Abstynencja nabiera również wielkiego znaczenia z punktu widzenia profilaktyki przeciwalkoholo­wej, w odniesieniu zwłaszcza do dzieci i młodzie­ży. Utrzymanie dzieci i młodzieży w całkowitej abstynencji przez okres jak najdłuższy - przynaj­mniej do 18 roku życia - to postulat wychowaw­czy, którego wartości i potrzeby nikt rozumny dziś nie neguje. Zrealizowanie tego postulatu będzie jednak praktycznie niemożliwe, jeżeli młodzież nie będzie na każdym kroku stykała się z przykła­dem abstynencji wychowawców i innych przed­stawicieli starszego pokolenia, zwłaszcza tych, którzy dla niej są wzorem i autorytetem. Jeżeli picie alkoholu w oczach młodzieży będzie ucho­dziło za rzecz dozwoloną „tylko dla dorosłych", to będzie ono właśnie dlatego rzeczą atrakcyjną i pociągającą.

 

9.

Abstynencja godzi skutecznie w przyczyny al­koholizmu, a zwłaszcza w zwyczaje alkoholowe, które powszechnie panują w życiu towarzyskim, i w łączący się z nimi towarzyski przymus picia. Zwyczaje alkoholowe - to główna ostoja alkoho­lizmu. Dopóki one panują, nie może być mowy o ratowaniu alkoholików i o ustrzeżeniu od popad-nięcia w nałóg dorastających pokoleń. Reforma zwyczajów towarzyskich, złamanie towarzyskiego terroru alkoholowego to warunek bezwzględny powodzenia wszelkiej akcji przeciwalkoholowej. Tego zaś nie da się osiągnąć bez abstynencji i dla­tego abstynencja staje się koniecznym środkiem w walce z nowoczesnym alkoholizmem. Dlatego Krucjata Wyzwolenia Człowieka tak zdecydo­wanie stoi na gruncie propagowania abstynencji, przyjmując zasadniczą tezę sformułowaną przez ks. Jana Kapicę: Nowoczesnego alkoholizmu nie da się pokonać bez abstynencji. Z tego punktu wi­dzenia należy także rozpatrzyć problem tzw nie­winnych, symbolicznych toastów, aby zrozumieć, że kieliszek, wina może obojętny pod względem etycznym i zdrowotnym, nie jest jednak obojęt­ny dla taktyki ruchu przeciwalkoholowego, al­bowiem oznacza on podtrzymanie i umocnienie zwyczaju alkoholowego, który wprawdzie nie za­wsze hic et nunc, ale w istocie swej jest najpoważ­niejszym źródłem alkoholizmu.

 

10.

Krucjata Wyzwolenia Człowieka propaguje zde­cydowanie abstynencję również w odniesieniu do wina i piwa. Aczkolwiek wzbudza to najwięcej oporów i sprzeciwów, to jednak Krucjata nie może zrezygnować z tego postulatu, gdyż pozbawiłoby to w niedalekiej przyszłości całą akcję Krucjaty jej skuteczności. Picie wina i piwa bowiem, cho­ciażby nawet było aktualnie formą picia mniej szkodliwą od picia wódki, jest jednak nie mniej szkodliwe, jeśli chodzi o utrzymywanie się nałogu alkoholowego, a nawet bardziej szkodliwez punk­tu widzenia powstania nałogu. Zarówno więc ze względu na ratowanie alkoholików, jak i z punktu widzenia profilaktyki, trzebaw ruchu przeciw­alkoholowym podtrzymać postulat abstynencji również od piwa i wina.

 

Krucjata Wyzwolenia Człowieka propaguje abstynencję również ze względu na jej wartość wychowawczą. Jest ona doskonałym środkiem wyrabiania cnoty wstrzemięźliwości, siły woli i charakteru, a przede wszystkim tak potrzebnej dzisiaj samodzielności i odwagi moralnej, uzdal­niającej do płynięcia przeciw prądowi opinii i powszechnych zwyczajów. Jest ona także dosko­nałym środkiem wyodrębnienia spośród biernej masy i zorganizowania do jednolitej akcji prze­ciwalkoholowej ludzi aktywnych, idealistów z po­czuciem odpowiedzialności i o nastawieniu apo­stolskim. Tylko tacy ludzie, którzy dla ratowania bliźnich i narodu od klęski alkoholizmu zdobędą się na osobistą ofiarę wyrzeczenia się alkoholu, którzy sami wyzwolą się spod wszelkich alkoho­lowych przesądów i zajmą postawę bezkom­promisową wobec alkoholowych zwyczajów, są zdolni do prowadzenia walki i do stworzenia aktywnego, bojowego i zwycięskiego ruchu prze­ciwalkoholowego. Tylko abstynencja jest skutecz­nym hasłem mobilizującym do walki i środkiem walki z alkoholizmem, umiarkowanie natomiast - samo w sobie może nienaganne - jest jednak jako takie hasło i środek w walce z alkoholizmem całkowicie bezużyteczne. Chociażby powszechne prawdziwe umiarkowanie wszystkich było celem ruchu przeciwalkoholowego, to osiągnąć je moż­na tylko przez dobrowolną abstynencję wielu. Człowiek umiarkowany zajmuje w walce z alko­holizmem pozycję obojętną, neutralną, a dopie­ro abstynent wnosi pozytywny wkład w dzieło otrzeźwienia narodu. Z tego względu Krucjata Wyzwolenia Człowieka uważa za bezcelowe or­ganizowanie w ruchu przeciwalkoholowym ludzi umiarkowanych i propaguje zdecydowanie całko­witą abstynencję.

 

12.

Wreszcie idea abstynencka głoszona przez Kru­cjatę Wyzwolenia Człowieka nabiera jeszcze szczególnej wartości i atrakcyjności przez zespo­lenie jej z ideą wyzwolenia człowieka. Abstynencja przyjęta świadomie i dobrowolnie wyzwala tego, kto ją praktykuje, bowiem osoba określa i tworzy sama siebie przez decyzję. Im ta decyzja jest bardziej dojrzała, tym pełniej czło­wiek realizuje siebie jako osobę. Czyn abstynencji wyzwala:

od względu ludzkiego, który często paraliżuje wolne postępowanie człowieka;

od bezmyślności; człowiek poddający się na­ciskom, sloganom, zwyczajom, nie jest wolny, wolnym jest wtedy, gdy wybiera rozumnie; od zależności od alkoholu; częste używanie alkoholu prowadzi bowiem do zaburzenia zdolności decyzji. Alkoholicy nie są ludź­mi wolnymi. Tylko abstynencja daje pełną gwarancję zabezpieczenia się przed takim uzależnieniem;

od przymusu, który prowadzi ludzi do posta­wy określanej często słowem „musiałem".

 

Carlsberg, 18 listopada 1982 r.